Cześć wszystkim!
Dzisiaj już wszystko na spokojnie. Z dumą mogę powiedzieć, że oficjalnie jestem już studentką 2 roku Medycyny Weterynaryjnej. Udało się! :) Jestem już po przedterminie z histologii i z anatomii. Był ogromny stres, niepokój ale okazuje się, że to wszystko nie było tego warte. Chyba muszę wierzyć bardziej w swoje możliwości. Jestem ogromnie szczęśliwa, że wszystko poszło po mojej mysli. Bardzo dziękuję wszystkim którzy trzymali kciuki!!! Cały ten rok to była dla mnie jedna, wielka przygoda. Ale nie żałuję żadnej swojej decyzji. Jestem na najlepszych studiach na świecie!!!!
A teraz do tematu. Tak jak wcześniej już obiecałam, opisze Wam dzisiaj wszystkie przedmioty z 2 semestru, podobnie jak zrobiłam z 1 :) Mam nadzieję, że okaże się pomocny :)
2 semestr był o wiele cięższy, dlatego warto zaplanować sobie wszystko z głową. Nie miałam zawsze czasu aby chodzić na wykłady, czasami musiałam sobie je odpuścić kosztem nauki na inne przedmioty. Ale głowa do góry. Drugi semestr mimo, że cięższy był też zdecydowanie ciekawszy!
1. ANATOMIA
Zdecydowanie mój ulubiony przedmiot na 1 roku. Nie ma sobie lepszych. Jeśli ktoś poczuł niedosyt w czasie 1 semestru to na 2 na pewno już się nie nudził. W końcu zaczęło się najlepsze. Mi najbardziej podobała się splanchnologia (chociaż jednocześnie najdłużej się jej uczyłam) była mega ciekawa. Dodatkowo miałam ją z Dr. Ch który akurat w tej kwestii nie ma konkurencji. To właśnie jemu zawdzięczam również świetne schematy z układu nerwowego, dzięki czemu nie spędzał mi on snu z powiek jak pozostałym studentom. Głowa była też ciekawa. Nerwy czaszkowe nie były wcale takie straszne. Reasumując, 2 semestr z anatomii jest znacznie ciekawszy, ale też jest o wiele więcej nauki. Na początku ciężko było znajdywać to wszystko na preparatach. Oglądałam filmiki i myślałam, że nie dam rady. Bo było tego sporo. Ale nie ma co panikować. Praktyka czyni mistrza! Dopiero w tym semestrze pojawiły się nam szpilki. Wcześniej prowadzący pytał bezpośrednio przy preparacie. Na początku się stresowałam, ale uwierzcie nie ma czego. Ja bez problemu zawsze zdążyłam zapisać każdą szpilkę i nawet sprawdzić pisownie. Inni narzekali na brak czasu, ale podobnie jest na egzaminie, więc warto się przyzwyczajać.
Jeśli chodzi o książki to zdecydowanie polecam
Splanchnologia Chomiaka, moim zdaniem nie ma sobie równych. Spokojnie traficie na nią w uniwersyteckiej bibliotece. I choć mówią aby uczyć się tylko z Libcha to ja uczyłam się głownie z Chomiaka, byłam na przedterminie u profesora i zdałam spokojnie na 5. Plus odpowiedzi na wszystkie podchwytliwe pytanie, które zadaje profesor prędzej znajdziecie tam niż w Libichu. Choć polecam czytać jak najwięcej książek zawsze można dowiedzieć się czegoś nowego. Ja sama robiłam sobie notatki. Mam swoje, które zawierają wszystkie niezbędne rzeczy i wszystkie wisienki o które lubi pytać profesor i inni prowadzący na kolokwiach. Jeśli chodzi o głowę, tam warto już zajrzeć do
Libicha. Szczególnie nerwy czaszkowe, które są w skrócie opisane bez zbędnych informacji. Profesor mówi, że nie przejdzie u niego mianownictwo z Krysiaka. Niestety. Do praktyki polecam
Atlas Popesko no i podobnie jak w tamtym semestrze
Atlas Psa i kota. Chociaż mi ten pierwszy bardziej przypadł go gustu. Nie trzeba go kupować (nawet nie wiem czy jest gdzieś dostępny) wystarczy mieć go w PDF. W tym semestrze znacznie bardziej niż w poprzednim przydadzą się filmiki z prosektorium. Mi dużo pomogły. Starsi studenci mają ich sporo, więc na pewno wcześniej czy później jakoś je dostaniecie. Jeśli chodzi o przygotowywanie się na kolokwia jak i na egzamin. Polecam chodzić na konsultacje do prowadzących, albo jak Wasz prowadzący ma też inne grupy to jak macie czas chodźcie i tam. To naprawdę dużo daje, plus prowadzący widzi że Wam zależy. Anatomia w tym semestrze była tylko raz w tygodniu po 3h. Trochę za dużo, w połowie zajęć wszystkim chciało się już spać i mało się z nich wynosiło. Ja czasami chodziłam do swojego prowadzacego na konsultacje. Wytłumaczył mi kawał materiału w bardzo prosty sposób. Zrobił masę schematów, które ułatwiły mi życie. Wystarczy czasem poprosić. Na zajęciach nikt o nic nie pytał i stał przy preparatach. Czasami prowadzący sami się nie wychylają. Więc ja polecam pytać, dowiadywać się. Jeśli chodzi o oglądanie preparatów to często prosektorium było udostępnione dla studentów i można było się uczyć przy preparatach, więc na to nie ma co narzekać. Tydzień przed samym egzaminem można było przychodzić codziennie do godziny 14.
EGZAMIN:
-Przedtermin:
W tym roku aby się załapać trzeba było mieć 4,5 z drugiego semestru. Dzięki temu zostaje się zwolnionym z praktyki (coo naprawdę jest korzystne!!!). Odpowiedź ustnie u profesora. Losuje się zestaw z 5 pytaniami. Dodatkowo profesor zadaje pytania do każdego pytania z zestawu (czasami naprawdę bardzo oryginalne). Ale przedtermin jest naprawdę przyjemny, profesor jest miły i atmosfera bezstresowa. Zdecydowanie mój ulubiony i najprzyjemniejszy egzamin w ciągu 1 roku. Nie ma co się stresować, trzeba porządnie przysiąść do materiału i wszystko będzie w porządku. (nie wszyscy zdają!!!!) Gdy się nie zda to idzie się na 1 termin.
-
Praktyka:
Czyli szpilki. ( Ja nie brałam w tym udziału ). Ale ogólnie praktyka polega na tym że wchodzi się grupami po kilka osób, na sali znajdują się preparaty (wbite 50 szpilek) podchodzi się do stołu i zapisuje się nazwę struktury po polsku i po łacinie. Są zarówno kości, czaszka jak i preparaty mokre. W tym roku nie zdało prawie 70 osób. Szpilki są zmieniane, więc nie liczcie że przyjdziecie nienauczeni i pościągacie od innych. Właśnie to zgubiło kilka osób w tym roku. Poprawa we wrześniu. Jak się nie zda to nie zostaje się dopuszczonym do teorii.
-
Teoria:
Jest ponad 60 pytań, ogółem mało czasu. Ale w tym roku pytania się powtórzyły. Więc źle nie było! W tamtym roku sporo osób nie zdało
2. HISTOLOGIA
O ile w 1 semestrze mogłam trochę ponarzekać, to 2 semestr był już znacznie ciekawszy (chociaż większość powie że i tak flaki z olejem :P ) . Zaczynają się narządy i układy. Zmienił się nam też prowadzący i było naprawdę fajnie. Materiał był dla mnie bardziej przyswajalny, chociaż wcale niełatwy. Zwłaszcza nerwowy. Jeśli chodzi o materiały to niezmiennie
Histologia-Prof. Kuryszko. Mi to wystarczyło spokojnie aby mieć na koniec 5.
Egzamin:
-Przedtermin
Na początku zakres materiału mnie przerażał. Zwłaszcza embriologia, ale dało się to fajnie przyswoić. Wystarczyły wykłady. Przedtermin niezmiennie u profesora. Mi wypadł akurat w tygodniu w którym miałam kolokwium z biochemii i zaliczeniowe kolokwium z genetyki [*]. Ale dałam radę. Profesor pyta przy preparatach ( niezależnie czy jesteś zwolniony z praktyki czy nie ) chyba że masz takie szczęście ( jak ja :P ) że ma dobry humor i akurat przepyta Cię w gabinecie bez szkiełek. Ta druga opcja jest znacznie lepsza. Podobno profesor posiada swoje własne preparaty na myśl o których słabnie niejeden student. Ale u nas ludzie zazwyczaj mieli standardowe. Profesor lubi zadawać dziwne pytania nie tylko o historię miasta, czy o jakąś zasłużoną postać w dziedzinie histologii, ale też o inne rzeczy z kosmosu ( jaką nazwę nosiła kiedyś Tajlandia?!) Ale ja wspominam swój przedtermin bardzo miło. Moja rada? Przejmij inicjatywę, gadaj, zadawaj pytania, nie siedź jak jakaś kłoda. No i wiadomo zawsze kultura i schludne, eleganckie ubranie. Zestawy niezmiennie te same ( 5 pytań: 2 z embriologii i 3 z histologii ) . Profesor lubi wypytywać o embriologię i przez to nie zdało kilka osób
-praktyka
jeśli ktoś miał min. 7,5 pkt ze szkiełek to jest zwolniony z praktyki. Reszta przychodzi na salę gdzie na slajdach są wyświetlane zdjęcia preparatów. Trzeba napisać co to za struktura/narząd albo po polsku, albo po łacinie. Dodatkowo pisze się co się tam jeszcze widzi czyli komórki etc. Raczej bezproblemowo. Kilka osób nie zdało. Drugi termin szkiełek jeszcze przed teorią. Z Dr. K wszyscy zdają.
-teoria
ludzie mówili że pytania z kosmosu, wyświetlane na slajdach, malo czasu, wszyscy mieli nie zdać, a prawie wszyscy zdali. Magia. I do tego na 4 i 5. Nie wiem jak, co i kiedy hahaha. Podobno to loteria kto nie zda, a kto zda. Tak czy siak. W tym roku nie zdało tylko kilka osób. Drugi termin we wrzesniu u profesora. Podobnie jak przedtermin
3. BIOCHEMIA
Mimo straszenia, mimo narzekania okazała się nie taka straszna. Mi nawet się podoba. Aby zaliczyć trzeba mieć
17pkt (14 pkt dostaje się za same ćwiczenia + kartkówki jeśli się je zaliczy). 3 kolokwia z każdego można zdobyć maksymalnie 7pkt (od tego roku można mieć również maksymalnie tylko jedno zero z kolokwium, jeśli ma się dwa zera odpada się bez możliwości rozbója) . Nie brzmi tak strasznie, prawda? Chociaż zazwyczaj jest sporo ludzi, którzy mają problemy z zaliczeniem. Przede wszystkim ważna jest systematyczność i regularność. Jeśli ktoś myśli, że siądzie do tego na wieczór przed kolokwium i jakoś się uda to jest w błędzie. Należy wziąć się do roboty na samym początku. Do pierwszego kolokwium uczyłam się 2 tygodnie przed. Jeszcze nie wiedziałam czego się spodziewać i narzuciłam sobie spokojne tępo aby dobrze zrozumieć temat. Dzięki czemu na pierwszym kolokwium zdobyłam 6pkt. Nie jest źle. Kolokwium obejmuje 15 pytań abc, wzory i pytania otwarte. Polecam Wam się naprawdę przyłożyć do 1 kolokwium. Potem będzie Wam łatwiej. Uwierzcie na 3 kolokwium praktycznie nie ma czasu aby się uczyć. Nam wypadał w ostatni tydzien przed sesją jak była masa innych rzeczy na głowie. Więc jeśli ktoś już na 1 kolokwium załapie zero to kiepska sprawa.
Ćwiczenia: Na początku w planie nie ma uwzględnionych bloków. Pierwsze ćwiczenia są krótkie, male wprowadzenie, zapoznanie z regulaminem. Później ruszają już bloki. I tu uwaga bądźcie rozważni z wybieraniem wf. Wiele osób się na tym przejechało. Blok z biochemii trwa 5h (spokojnie tylko teoretycznie, zazwyczaj tra krócej. Jak zrobicie swoje możecie iść do domu) i jest co 2 tygodnie. Tzn że w pierwszy tydzień mają go wszystkie grupy A, a w następnym grupy B. Na początku ciężko to załapać. Ale do wszystkiego jakoś dojdziecie! Na ćwiczeniach robi się różne filtracje i inne czary mary. Mnie jakoś szczególnie to nie wkręciło. Trzeba obliczyć różne rzeczy. Na bodajże drugich ćwiczeniach trzeba było zrobić sprawozdanie, nikt tego tak naprawdę nie rozumiał ale to szczegół. Wszystko też zależy na kogo traficie. Są prowadzący w porządku i tacy już nieco mniej. Na ćwiczeniach piszemy kartkówki z seminarium (prezentacje są zamieszczone na eduwecie, ja byłam na wszystkich seminariach, ale listy nie było nigdy.)
Wykłady: Niektórzy chodzą, niektórzy nie. Jak miałam czas to chodziłam. Profesor jest w porządku i myślę, że te wszystkie opinie na jego temat są trochę na wyrost. Rzetelnie prowadzi wykłady, jedyny minus to że wykład trwa ponad 2h i jest to trochę męczące, ale myślę że warto. Jak będzie się na większości list to profesor podwyższa ocenę z egzaminu o 0,5.
Materiały: Ja w biochemię trochę zainwestowałam, ale myślę że było warto. Miałam fajne notatki do nauki. Więc o ile nie jestem zwolennikiem kupowania notatek to w tym przypadku szczerze polecam!!Z książek to mi najbardziej przypadła do gustu
Biochemia Harpera. Szczególnie przydaje się do szczegółowych pytań i czasami fajnie wyjaśnia zagadnienie jak coś jest niezrozumiałe. Można sobie nią doczytywać wykłady. Jeśli chodzi o książki to wystarczy ona. Mam jeszcze
Krótkie wykłady z biochemii. Czytam jak mam czas, ale osobiście wolę Harpera. No i wykłady, głownie na ich podstawie są ukladane kolokwia. Wzory nie wykraczają poza ten materiał. I przyznam szczerze, że wcale nie trzeba mieć jakieś szczególnej smykałki do chemii aby sobie poradzić. Jeśli będziecie systematyczni to nie macie się czego obawiać.
4. GENETYKA
W tym roku zmienili nam prowadzącego, więc kompletnie nie wiedzieliśmy czego się spodziewać. Na początku zapowiadało się tragiczne, troszkę nas postraszyli, ale ostatecznie okazało się że nie było tak źle. Minusem było to że ćwiczenia (na których były kartkówki!!) wypadały zawsze w tygodniu jak mieliśmy kolokwium z biochemii, więc cięzko było przysiąść jeszcze do tego. Oczywiście pokomplikują Wam trochę życie, plan się zmieni. Genetyka wypadała zawsze w tygodniu kolokwium biochemii czyli wtedy kiedy żadna grupa nie miała ćwiczeń z biochemii i w tym czasie robili zajęcia z genetyki. Wiem, że brzmi to teraz trochę niezrozumiale. Ale zapewniam, że połapiecie wszystko w trakcie roku. Wykłady z genetyki były naprawdę ciekawe, profesor wiedział jak zainteresować studentow. Warto było na nie chodzić bo więcej informacji profesor przekazywał bezpośrednio mówiąc niż były one zawarte w prezentacji (naprawdę mało co jest na prezentacji.....). Wykłady są na zmianę z wykładami z biologii. Tzn, że w jednym tygodniu jest biologia, potem genetyka i tak na zmianę. Podobnie jak na biochemii panuje system punktowy. Aby zdać trzeba było mieć 26pkt. Za każdą kartkówkę (było ich 4) można było mieć 2pkt, łącznie 8. Ale uwierzcie, niektóre kartkówki nie były wcale takie proste. Czasami profesor dawał pytania wielokrotnego wyboru ..... dziwne pytania. Dodatkowo można dostać 2pkt bonusowe, jeden za chodzenia na wykłady, drugi jesli podczas pierwszych zajęć seminaryjnych ktoś zgłosi się do tablicy do zadania (proste krzyżówki, polecam się zgłaszać!!!!). Ćwiczenia też były w porządku, niektóre ciekawe inne mniej. Pod koniec czekało nas kolokwium zaliczeniowe (na początku miały być pytania wielokrotnego wyboru, zadania itd) ostatecznie były głownie pytania abc, proste krzyżówki (też w postaci abc). Ja uczyłam się tylko jeden wieczór, bo kolokwium wypadło akurat w tygodniu kiedy miałam przedtermin z histologii i kolokwium z biochemii. MASAKRA. Ale zdałam i to całkiem nieźle. Uczyłam się tylko w z wykładów. Więc nie warto nic kupować. Chyba że chce się lepiej zrozumieć jakieś zagadnienie.
5.BIOLOGIA
Przyjemny i bezproblemowy przedmiot. Mała powtórka zoologii i botaniki z liceum. Na zajęcia trzeba mieć biały, czysty zeszyt do rysowania. Poprzedni rok trochę nas nastraszył, że doktor pyta na zajęcia. Nie robi tego, ale mimo wszystko przed zajęciami warto trochę ogarnąć dany temat. Różnie to bywa, Polecam natomiast zgłosić się do odpowiedzi na 1 zajęciach. Temat to mitoza i mejoza. Można zarobić fajną ocenkę. Na ćwiczeniach doktor robi małą prelekcję i później oglądamy coś pod mikroskopem lub na slajdach i przerysowujemy do zeszyty, pod koniec doktor podpisuje nam rysunek. Sporo osób kupowało zeszyt od poprzednich roczników bo sami nie mogli się połapać co oglądają. Ja prowadziła swój sama i zazwyczaj nie miałam problemu z przerysowaniem. W ciągu roku były 2 kartkówki (tak dokładniej to była jedna, druga miala być, ale doktor ostatecznie jednak z tego zrezygnował). Kartkówki są zapowiedziane. Na końcu zoologii jest kolokwium. Jest łatwe, a do tego prawie wszyscy mają gotowca. Ćwiczenia z tasiemców w większości grup były prowadzone przez profesora. Tutaj radzę się naprawdę przygotować. Profesor uwielbia ten temat i wie dosłownie wszystko. Pyta się o najmniejsze szczegóły, wszystkie rozmiary z mega dokładnością. Nauczcie się dobrze!!! Potem zaczyna się botanika, już nie aż tak ciekawa. Ale da się przetrwać. Ona kończy się zrobieniem zielnika (zrobienie to pojęcie względne, większość go po prostu odkupuje). Ja robiłam sama. Zawsze to jednak pretekst aby oderwać się na trochę od nauki i pochodzić po łące :P. Trzeba mieć 25 roślin zielnych, tematycznie zebranych, z korzeniami. Ogólnie mi się podobało. Teoretycznie nie trzeba żadnej książki, doktor poleca kilka pozycji na samym początku. Ja polecam repetytorium z biologii. Warto poczytać co nieco o robakach, szczególnie cykle ( z których jest kartkówka).
6. AGRONOMIA
Największy i najgorszy zapychacz. Uczysz się o burakach i jakiś innych pierdołach. Naprawdę nie wiem co ja tam robiłam. Prowadzący myśli, że ma to BARDZO DUŻO wspólnego z weterynarią i że bez tego nie damy sobie później rady. Nie wiem czy wniosło to coś do mojego życia. Poza tym że lulek czarny jest trujący dla bydła hahahaha. Mogłam chociaż przez chwilę poczuć się jak na rolnictwie :P. Prowadzący lata po polach i robi zdjęcia, potem pokazuje je na wykładach jakby było to coś nadzwyczajnego. Nieważne... Nie trzeba żadnych książek, wystarczą wykłady (prowadzący ich nie udostępnia). Pod koniec (akurat gdy jest najwięcej do roboty!) jest kolokwium zaliczeniowe. Niby proste, ale nikt nie ma czasu aby się uczyć. Kilka osób nie zdało. W sesji jest kolokwium poprawkowe.
7. OCHRONA ŚRODOWISKA
Również zapychacz, ale nie taki straszny jak poprzedni. Mała powtórka z liceum. Czyli ekologia, populacja, zanieczyszczenia itd. Na początku mamy ćwiczenia, na których każdy przygotowuje prezentację na dany temat przedstawia ją na zajęciach i dostaję ocenę. I tak na każdych ćwiczeniach. Jeśli już nikt nie ma co prezentować to oglądamy filmy i rozmawiamy. Jest całkiem przyjemnie, chociaż wszystko zalezy od prowadzącego. Po zakończonych ćwiczeniach ( jest ich chyba 10) zaczynają się wykłady. Potem jest kolokwium zaliczeniowe (można się umówić z prowadzącymi że będzie nieco wcześniej). Do kolokwium wystarczą wykłady są udostępnione na eduwecie. Są też jakieś zestawy z poprzednich lat, ale mi nic się nie powtórzyło.
8. HISTORIA WETERYNARII
Są podzielne opinie, ale mi naprawdę się podobało. Uważam, że to istotne aby wiedzieć o korzeniach swojego zawodu. Co prawda więcej było o samej medycynie, ale te dwie dziedziny są ze sobą tak naprawdę nierozerwalne. Książka to
Historia Weterynarii i Deontologia - prof. Janeczka.(można mieć na kolokwium, na jej postawie się je pisze). Książka fajna(na pewno pozostanie w mojej weterynaryjnej biblioteczce), czasami wątki się powtarzają i jest dużo ogólnego zarysu historycznego. Ale dzięki niej dowiedziałam się wielu ciekawych faktów. Ja przeczytałam całą i bardzo mnie zaintrygowało to wszystko, przeniosłam się do tamtych czasów i zachciało mi się dalej pogłębiać wiedzę w tej dziedzinie. Szczególnie spodobało mi się to, że nasz uniwersytet, a dokładniej wydział Medycyny Weterynaryjnej ma tak rozbudową historię. Wiedziałam, że wywodzi się z Lwowa, ale nie zdawałam sobie sprawy że już wtedy była to tak dobra placówka dydaktyczna. Jednym słowem naprawdę warto przeczytać, dowiedzieć się tego wszystkiego, przenieść się do tamtych czasów i zobaczyć jak wtedy to funkcjonowało i jak w przeciągu wielu lat ewoluował zadów weterynarz. Wykłady też były w porządku. Profesor robił listy, mają się niby liczyć do oceny. Ale nie wiem jak to będzie wyglądało w praktyce. Kolokwia to pytania typu "co wiesz o Chironie, kto był najstarszym weterynarzem". Odpowiedzi szuka się w książce. Nie ma z tym najmniejszego problemu.
9. TECHNIKI INFORMACYJNE
Ten sam prowadzący co od biostatystyki. I choć bardzo lubię Pana Magistra. To naprawdę zadaję sobie pytania po co takie przedmioty na weterynarii? To typowa informatyka, chociaż ja miałam problem aby połapać te wszystkie rzeczy. Na początku są 3 wykłady, nikt na nie nie chodzi (ja byłam :P ). Później zajęcia w sali komputerowej. Są nieobowiązkowe i magister nie sprawdza na nich obecności. Później są 2 kolokwia. Pierwszy z edytora tekstu (przed kolokwium magister wysyła przykładowy plik co trzeba będzie umieć zrobić). Polecam ściągnąć libreoffica i pomęczyć się z tym trochę. Ja nie mogłam załapać tych niektórych funkcji. Nie wspominam tego miło. Drugie kolokwium z excela. Tutaj było mi łatwiej, zawsze można przyjść do magistra aby zrobił szybki kurs i wszystko pokazał. Ja to kolokwium pisałam już w trakcie sesji po wszystkich egzaminach. Aby zaliczyć przedmiot trzeba mieć min 18 pkt ( z każdego koła ma się max 18) Ludzie mają problemy aby to wszystko zrozumieć, ale w końcu magister obniża progi aby każdy mógł to zaliczyć i nie jest źle.
10.JĘZYKI, WF
tak samo jak w 1 semestrze. Zapisujecie się za pośrednictwem usosa. U nas był cyrk (jak zawsze zresztą jak trzeba zrobić coś w tym głupim systemie). Niektórzy nie powpisywali ocen, mieliśmy zablokowany system, nikt nie mógł się nigdzie zapisać. Komedia po prostu. Cieszę się, że mam to już za sobą.