środa, 14 grudnia 2016

Recenzja: Choroby skóry małych zwierząt PZWL

Cześć kochani,

Dzisiejsza notka jest dla mnie wyjątkowa i mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu.  Jest to coś co do tej pory nie pojawiało się na moim blogu, a mianowicie będzie to  moja pierwsza (miejmy nadzieję, że nie ostania)  recenzja książki weterynaryjnej. Kilka tygodni temu odezwało się do mnie wydawnictwo z bardzo ciekawą propozycją recenzencką. Oczywiście jestem ciekawa nowych wyzwań oraz było to dla mnie swego rodzaju wyróżnienie, że wybrali właśnie mnie. Pełna zapału z chęcią podjęłam się tego zadania. Bardzo mnie to ucieszyło, ponieważ lubię zdobywać nową widzę, czytać książki i każda sposobność ku temu jest dobra. Poza tym wydawnictwo to nie jest mi nieznane. Wiele moich książek z których korzystam na co dzień pochodzi właśnie  z tego wydawnictwa. Tą którą dzisiaj zrecenzuję również zasili moją biblioteczkę weterynaryjną i jestem pewna, że jeszcze nie raz po nią sięgnę.

CHOROBY SKÓRY MAŁYCH ZWIERZĄT- Stefanie Paters
wydawnictwo: PZWL

Książka jest przede wszystkim bardzo pożyteczna. Myślę, że  sprawdzi się w biblioteczce praktykującego już lekarza weterynarii, ale równie ciepło zostanie przywitana przez studentów oraz techników weterynarii. Wielki plus można przyznać za samo wytłumaczenie tematu jakim są choroby skóry małych zwierząt. Nawet laik śmiało może po nią sięgnąć bez obawy, że nic z niej nie wyciągnie. Książka zachęca schematami, zdjęciami, tabelami  i jasno wytłumaczonymi zagadnieniami -zarówno pod kątem teorii jak i praktyki. Szczególnie nacisk na tę drugą kwestię bardzo mi się spodobał. Sama regularnie uczęszczam na kliniki, jednak wiele sytuacji było dla mnie do tej pory niejasnych. Po lekturze wiele rutynowych czynności wykonywanych przez naszą Panią Doktor -specjalistę od dermatologii, nabrało dla mnie zupełnie nowego sensu. Podoba mi się również fakt, że autor proponuje wiele innowacyjnych metod jak i "sztuczek", która ułatwiają pracę ze zwierzętami oraz polepszają komfort naszych czworonogów podczas pobytu u lekarza. W klinice często nie ma czasu na dokładne wytłumaczenie jakiegoś aspektu. Ta książka jest jak cierpliwy instruktor, który poprowadzi nas krok po kroku po praktyce lekarza weterynarii w zakresie chorób skóry. Jest idealna dla tych wszystkich, którzy są dociekliwi, lubią się uczyć, zdobywać nowe doświadczenie, ale zarówno dla tych co lubią mieć  zgromadzoną i usystematyzowaną wiedzą w jednym miejscu aby móc czasami do nie wracać w razie potrzeby.Czytając gładko przechodzimy od objawów po diagnozę. Książka opisuje metody badań, ułatwia odczytywanie wyników, wtrącając w między czasie masę pomocnych wskazówek ułatwiających pracę jak i wspomina najczęstsze błędy popełniane podczas badania. To wszystko pozwoliło mi spojrzeć pod nieco innym kątem na dermatologię. Do tej pory był to temat, który raczej nie wzbudzał mojego wielkiego zainteresowania. Teraz wiem, że zbyt szybko oceniłam książkę po tytule. Z wieloma aspektami, które zostały tam poruszone będziemy mieli do czynienia niezależnie od tego jaką wybierzemy specjalizacje (w zakresie małych zwierząt) . Książka zawiera szeroki zakres wiedzy, który musi być wykorzystywany przez wielu specjalistów. Z pewnością pozwoli na praktyczne zrozumienie tego przez co uczymy się przez prawie 6 lat studiów. Zahacza o wiele przedmiotów, które na pewno są Wam znane np. parazytologia, mikrobiologia itd. Co jest tylko dodatkowym atutem bo z pewnością ułatwi to naukę na te przedmioty. Warto również wspomnieć o wspaniałych fotografiach, dzięki czemu czytając o danym przypadku możemy również zobaczyć jak wygląda to w rzeczywistości. Osobiście najbardziej przypadły mi do gustu zdjęcia preparatów mikroskopowych. Głównie dlatego, że nie mam jeszcze tak "wyćwiczonego" oka i czasami pod mikroskopem najzwyczajniej nic nie widzę. Zdjęcia na pewno ułatwią identyfikację i nakierowują na co zwrócić uwagę podczas badania mikroskopowego. Książka oscyluje głównie w okół psów i kotów. Więc z całego serca polecam ją tym wszystkim, którzy chcą się w przyszłości zajmować się tymi zwierzętami. Ale nie tylko!
Podsumowując jestem mile zaskoczona. I z czystym sercem mogą wystawić tej książce pozytywną opinię. Z pewnością zachęciło mnie to do sięgnięcia po pozostałe część serii: Weterynaria w praktyce. O których możecie dowiedzieć się więcej na stronie wydawnictwa PZWL. Proszę również o komentarze: jak podobała się Wam recenzja? Może macie już tę książkę? Jaka jest Wasza ulubiona książka w Waszej weterynaryjnej kolekcji? Mam nadzieje, że kolejna recenzja książki wkrótce pojawi się na blogu!

LINK DO KSIĄŻKI: KLIK






PS: Chciałabym bardzo podziękować również Wam moi drodzy czytelnicy. Jak zakładałam bloga nawet nie śniło mi się, że tak wiele ludzi będzie go odwiedzało, czytało moje posty, ba nawet komentowało! Cieszę się, że mogę się z Wami dzielić swoją przygodą i pasją, zarażać entuzjazmem do spełniania marzeń, osiągania wyznaczonych celów. Wielu z Was pisze do mnie wiadomości pełne wparcia i miłych słów. Naprawdę to doceniam i chciałabym Wam bardzo podziękować. Weterynaria to piękna dziedzina, ja codziennie utwierdzam się w przekonaniu że jestem właściwą osobą na właściwym miejscu. Wiem, że jeśli człowiek czegoś naprawdę pragnie to uda mu się osiągnąć cel!! Przede mną jeszcze wiele marzeń do zrealizowania, ale o ile jeszcze kilka lat temu powiedziałabym, że są niemożliwe do osiągnięcia to dzisiaj śmiało mogę powiedzieć, że jak się za nie naprawdę wezmę to się spełnią!!! Życzę wszystkim wesołych i rodzinnych świąt!!! Pozdrawiam!

czwartek, 10 listopada 2016

Powrót na uczelnię

Codziennie zbieram się za napisanie notki i codziennie stwierdzam, że nie mam na to czasu ( albo po prostu mi się nie chce i jest to czysta wymówka hahha :D ). Mimo, że na drugim roku miało być więcej czasu czasami mam wrażenie, że wcale tak nie jest. Oczywiście mam mniej zajęć, ale angażuję się w każdy przedmiot i czasami nie chcę sobie odpuszczać i tonę w stosie książek. Poza tym w tym roku zaczęłam chodzić do kliniki zwierząt egzotycznych. Tak jak mówiłam tak i uczyniłam. Staram się chociaż raz-dwa razy w tygodniu wygospodarować kilka godzin. Czuję się trochę zielona z powodu, że wokół sami ludzie z wyższych lat, ale przynajmniej mogę się zawsze czegoś nauczyć. To coraz bardziej utwierdza mnie w przekonaniu, że właśnie w tym kierunku chciałabym iść. Chociaż sami wiecie, że tak naprawdę kocham wszystkie zwierzęta i gdybym tylko mogła, miała czas, siłę i możliwości to zrobiłabym sobie wszystkie możliwe specjalizacje !!!  To oczywiście żart hahah. Uważam, że człowiek powinien iść w jednym kierunku i w nim się doskonalić. Pogoda nie motywuje do działania, zaszyłabym się z herbatką pod kocem i przespała całą zimę. Dobija mnie również fakt, że codziennie muszę wstawać o 6-7 :( poranne zajęcia mnie wykończą, hallo, hallo ktoś sknocił sprawę z planem!!! Jeśli chodzi o naukę jest super, wpadło mi już kilka 5 co ogromnie mnie cieszy bo widać rezultaty mojej pracy. W tym semestrze na tapecie oczywiście kochana BIOCHEMIA. Nie skłamałabym mówiąc, że naprawdę polubiłam ten przedmiot, ale jednak poczekam z takimi wyznaniami do sesji jak zdam już egzamin (oby!!) . Mam nadzieję, że uda mi się iść na przedtermin, na razie wszystko idzie dobrze. Chociaż tępo kolokwiów jest kosmiczne. Mam wrażenie że codziennie jest tylko biochemia do nauki O.o Nie chcę nic zapeszać, ale trzymajcie kciuki aby wszystko się udało!!!!!! Poza tym jeszcze mikrobiologia. Na razie mi się podoba, jest trochę "zabawy" na zajęciach. Chociaż czasami ciężko zapamiętać mi te wszystkie szczegóły. Ale nie zniechęcam się. Na zajęciach jest kolorowo, poznajemy bakterie i podłoża. Ten rok jest fajny, bo dzieje się dużo nowych rzeczy. Podoba mi się okrywać te wszystkie rzeczy o których do tej pory nie miałam pojęcia. Każdy dzien przybliża mnie do wymarzonego zawodu. Chociaż muszę przyznać, że lubię studiować, lubię się tego wszystkie uczyć. Lubię się rozwijać.
A teraz opowiadajcie co u Was? Jak idzie? Który rok ? :) Jak Wam się podoba pierwszaki?
Pozdrawiam!!!!












środa, 21 września 2016

Wielki przegląd TV: weterynarze w roli głównej

Cześć wszystkim!
W dzisiejszej notce garść programów, które sama oglądam i które z pewnością Wam również przypadną do gustu. Tematem przewodnim jest oczywiście weterynaria. Nie ma nic lepszego dla początkującego weterynarza jak i miłośnika, jak własnie mały wgląd w kulisy tego  pięknego zawodu. Co prawda większość programów jest zagranicznych i zapewne o wielu sprzętach i technikach polscy weterynarze mogą tylko pomarzyć. Ale mimo wszystko, zawsze można czegoś się nauczyć :) Ja niestety rzadko mam czas aby spokojnie obejrzeć to co lubię ( nawiasem mówiąc nie przepadam za oglądaniem TV). Jednak jak już się go trochę znajdzie to staram się obejrzeć coś co dodatkowo może czegoś mnie nauczyć, a oglądanie niżej wymienionych programów to sama przyjemność.

1. Weterynarz z sercem

Kiedy: Niedziela, 11:15
Gdzie: TVP 1
Program od niedawna (2 tygodnie) jest emitowany na antenie. Ale już bardzo mi się podoba. Po pierwsze to polska produkcja (kto wie może kiedyś zobaczę tam jakąś znaną twarz) no i wiadomo realia zbliżone do takich w jakich my kiedyś będziemy pracować. W każdym odcinku przedstawione jest kilka przypadków. Mowa tutaj też o różnych organizacjach np. o fokarium na Helu, którego poczynania śledzę już od dłuższego czasu. Można więc zobaczyć jak w Polsce funkcjonują tego typu obiekty. Nie skupiają się tylko na wybranych gatunkach i myślę, że każdy znajdzie coś dla siebie. Minusem jest na pewno to, że program trwa zaledwie 25-30 min. Człowiek ledwo się wygodnie rozsiądzie, a już koniec. To dopiero początek emisji tego programu, ale już fajnie się zapowiada. Na pewno będę śledziła na bieżąco.

Opis z TV: Cykliczny program pokazuje przypadki pacjentów klinik weterynaryjnych, a także pracę i opiekę medyczną nad zwierzętami w ogrodach zoologicznych i innych placówkach działających na rzecz zwierząt. Będziemy również odwiedzać ośrodki rehabilitacji osób z niepełnosprawnościami i placówki wykorzystujące w swej pracy zwierzęta (np. policja, służby celne). W "Weterynarzach z sercem" zostaną zaprezentowane także mniej popularne stworzenia domowe, jak gryzonie czy zwierzęta egzotyczne. Cykl pełni również funkcję edukacyjną, wskazuje jak postępować ze zwierzętami i uczy empatii w stosunku do nich.

2. Weterynarz z Gór Skalistych

Kiedy: sobota 21, niedziela 6:00 ( ogólnie ja oglądam powtórki z rana, wtedy leci pod rząd kilka programów o weterynarii )
Gdzie: Animal Planet

Jeśli zamykam oczy i wyobrażam sobie siebie jako pełnoprawnego weterynarza to chciałabym być jak Dr. Jeff. Osoba pomagająca zwierzętom, która nie jest chciwa na pieniądze, potrafiąca pomóc każdemu zwierzęciu. Osoba, która po prostu ma pasję i kocha to co robi, ma duszę na ramieniu, pełna empatii i zrozumienia. Wiem, że zbyt pięknie to brzmi. Ale wiem też jacy potrafią być w dzisiejszych czasach weterynarze i w jakim kierunku ja na pewno bym nie chciała zmierzać. Jakbym mogła najchętniej otworzyłabym organizację charytatywną, żyła w zgodzie z naturą i pomagała. Pięknie to brzmi, ale świat jest zbyt brutalny. Co jednak nie zmienia faktu, że chociaż małą cząstkę tego o czym wyżej napisałam można wprowadzić w życie. Człowiek chciwy traci 10 razy więcej. Chciałabym być dobra w tym co robię, ale też umieć powiedzieć STOP kiedy wiem, że jednak nie dam już rady. Dzisiaj wiele osób próbuje "pomóc" na siłę na czym cierpią oczywiście nasi czworonożni ( i nie tylko :P ) przyjaciele. Program opowiada o weterynarzu z US, który z sercem pomaga zwierzętom nawet jesli inni wydali już wyrok śmierci. Na prawdę nic tylko brać przykład. Ogromnie polecam.

Opis z TV: Kamera śledzi pracę doktora Jeffa Younga i jego zespołu z kliniki weterynaryjnej Planned Pethood Plus w Denver. Dla ponad 80 tys. klientów i ich pupili klinika i jej utalentowany właściciel są często ostatnią deską ratunku. Dzięki jego niebywałym zdolnościom i temu, że dobro zwierząt zawsze stawia na pierwszym miejscu, doktor Jeff stał się najbardziej szanowanym i znanym weterynarzem w Stanach Zjednoczonych.

3. Weterynarz z Antypodów

Kiedy: 6:45
Gdzie: Animal Planet
Myślę, że można go nazwać takim małym odpowiednikiem Dr Hausa, oczywiście nie chodzi mi o ekscentryczny charakter, ale raczej przypadki z którymi się spotyka i to jak świetnie sobie z nimi radzi. Seria poświęcona australijskiemu weterynarzowi i jego codzienności jako weterynarz. Bardzo sympatyczna osobowość z wielkim sercem do zwierząt.

Opis: Codzienna praca doktora Chrisa Browna, który prowadzi praktykę weterynaryjną w pobliżu Bondi Beach w Sydney. Dyżuruje on 24 godziny na dobę. Chris leczy wszystkie zwierzęta zamieszkałe w mieście, na wsi, w buszu oraz lokalnym zoo. Jego pacjentami są, zarówno domowe czworonogi i zwierzęta gospodarskie, jak i dziko żyjące stworzenia. w mieście, na wsi, w buszu i zoo. Zwierzęta, wymagające specjalistycznego leczenia kieruje do niewielkiego szpitala weterynaryjnego pod opiekę doktor Lisy Chimes. Klinika wyposażona jest w najnowocześniejszy sprzęt medyczny oraz salę operacyjną.

4. Australijscy weterynarze

Program również o australijskich weterynarzach, tym razem dwójka przyjaciół. Panowie radzą sobie świetnie zarówno z małym chomikiem jak i sporym bykiem (dosłownie :D ). Co nie raz uświadomiło mi, że dobry weterynarz to taki co umie zaradzić na wszystko. Seria podobna do poprzednich czyli kulisy pracy, zabiegi, operacje. Wszystko to co lubimy :)

Opis TV: Kulisy pracy dwóch zaprzyjaźnionych ze sobą weterynarzy, Jamesa i Anthony'ego, którzy poznali się jeszcze na studiach. W niewielkiej australijskiej miejscowości wspólnie prowadzą klinikę weterynaryjną, w której przyjmują zarówno zwierzęta domowe, jak i bardziej egzotyczne.


A Wy oglądaliście któryś z powyższych programów? Podobał się? A może oglądacie coś innego i gorąco mi polecicie? Czekam na Wasze komentarze :) Pozdrawiam!!

poniedziałek, 12 września 2016

Wielkimi krokami na 2 rok!

Cześć wszystkim!!!
Z radością odliczam (tak, niektórzy powiedzieliby, że oszalałam!) dni do rozpoczęcie drugiego roku. Zostało mi tylko 4 dni pracy ( hipp hipp hurra!!). Drugi rok zapowiada się ciekawie, jestem już w pełni przygotowana, zamówione wszystkie książki, materiały. Wakacje minęły mi bardzo szybko i cieszę się, że wracam na uczelnię. Mam nadzieję, że przyszły rok minie mi równie dobrze jak i ten. Trochę się boję, że może coś mi nie podpadnie i sobie nie poradzę, ale ja już tam mam, że zawsze martwię się na zapas. Sesja zimowa to o zgrozo: biochemia!!!Jednak to sesja letnia najbardziej mnie przeraża: 7egzaminów?! Nie wiem jak uda się to rozciągnąć w czasie. Wydaje się to wręcz niemożliwe. Mam nadzieję, że dużo się będzie działo. Będę się wszystkim dzieliła na blogu :) Więc oby jak najwięcej notek. Pierwszy rok zostawiłam już w tyle i naprawdę miło go wspominam. Dzisiaj byłam przejazdem na uczelni, spotkałam starsze koleżanki które ubiegały się o komisy, miały poprawki. Wszystkie przyznały, że studia to tragedia. Wiecie co...naszła mnie taka refleksja. Chcialabym abym ja nigdy się nie wypaliła w tym co robię, abym nie musiała załamywać rąk i twierdzić, że już nic nie ma sensu, a studia mnie tylko męczą.Studia to czasami załamanie nerwowe, ale uważam, że zawsze trzeba dostrzegać jakiś pozytyw. Może to dopiero mój początek, ale lubię studiować. Liceum to przy tym pestka. Teraz czuję, że naprawdę żyję.  I oby to się nigdy nie zmieniło. Chociaż inni, koledzy z lat wyżej pokiwali by tylko z politowaniem głową.

PS: opowiadajcie, komu udało się dostać na weterynarię, jak przygotowania. Pozdrawiam !!!!

piątek, 22 lipca 2016

Z życia pierwszaka: najczęściej zadawane pytania

Cześć wszystkim!
Wakacje pełną gębą a ja muszę pracować. Niestety... ale ktoś musi zarobić na te studia. Może mnie wyśmiejecie, ale już tęskno mi za uniwersytetem. Nie mogę się doczekać 2 roku i tego co przyniesie. Znacznie bardziej wolę już nawet siedzenie nad biochemią niż codzienne wstawanie o 6 i włóczenie się do pracy :( Jedną rzeczą, którą naprawdę w sobie lubię jest właśnie determinacja. Nie raz mam ochotę rzucić to wszystko, pójść spać i obudzić się dopiero za tydzień. Ale wiem, że wszystko co robię to w imię  mojej kochanej weterynarii i wtedy zawsze jakoś tak raźniej na serduchu. Dzisiaj notka dla pierwszaczków!! (heheh odezwała się dorosła!!). Z racji tego, że już po rekrutacji to wielu z Was nie może już pewnie wysiedzieć na tyłkach i zastanawia się jak to będzie, macie dużo pytan i problemów. W dzisiejszej notce zrobiłam mały mix tego o co najcześciej mnie pytacie w mailach, mam nadzieję że okaże się pomocne. Swoją drogą żałuję, że sama nie zapisałam sobie tych wszystkich pytan które mnie dręczyły gdy sama to wszystko zaczynałam. Ale pamiętam, że niektóre były naprawdę głupie.  Dzisiaj pozostaje się tylko śmiać! Ale kto pyta nie błądzi i nie ma głupich pytań :) Więc liczę, że się Wam spodoba. Komentujcie, pytajcie!! :)

1. Gdzie zaopatrzyć się w niezbędne materiały? 
           Jeśli chodzi o książki :
-nowe w księgarniach zarówno internetowych (medbook, edra, vetbooks i inne wydawnictwa. Teraz jest wiele promocji więc warto zaglądać ) czy w stacjonarnych np vetbooks jest we Wrocławiu.
-używane. Tutaj jest łatwiej zapewne Wasze grupy  na facebooku zaleje fala ogłoszeń, istnieje również specjalna grupa dla studentów weterynarii we Wrocławiu gdzie zamieszczane są różne oferty sprzedazy i nie tylko LINK . Jedyne na co radzę uważać to rozważne kupowanie. Już o tym pisałam, ale jeszcze raz się powtórzę. Ludzie chca sprzedać wszystko i za jak największą cenę. Wy jeszcze nie macie porównania i zapewne będziecie chcieli kupić wszystko. Ale szkoda Waszych pieniędzy. Porównujcie ceny, patrzcie ile kosztuje nowa (ktoś kiedyś chciał mi sprzedaż używaną drożej niż nowa w księgarni..... ) i nie spieszcie się. Najdrożej jest zawsze na samym początku.
          Materiały:
- materiałów elektronicznych nie zawsze opłaca się kupować. Ja swoje sama jakoś zebrałam, krążyłam po internecie, potem ktoś wrzucał w ciągu roku. A jeśli już naprawdę bardzo Wam zależy to tylko od sprawdzonej osoby i pod warunkiem, że są tam naprawdę przydatne rzeczy (filmiki, kolokwia itd). Ja ogólnie jestem zwolennikiem książek i wszystkiego co papierowe, nie lubię uczyć się z komputera.
- materiały papierowe. Tutaj też polecam rozwagę. Po pierwsze nigdy nie wiecie jeszcze na samym początku do jakiego prowadzącego traficie i czasami te materiały mogę się u tej osoby nadawać za przeproszeniem do.... no właśnie. Poza tym każdy ma inny system notowania i nie jest powiedziane że dla Was te system będzie czytelny. Ja osobiście nie kupowałam od nikogo notatek, sama robiłam swoje. Sobie najbardziej ufam w tej kwestii. Ale każdy lubi co innego. Na pewno wielu z Was przyśpieszy to pracę.
      Inne: 
-skalpel i ostrza, pęseta anatomiczna (nie chirurgiczna!!!), rękawiczki najlepiej nitrylowe lub winylowe . Skalpel trzonek nr 4 i ostrza 24 lub 23, do naczyń trzonek nr 3 i ostrze nr 11. Ja skalpel kupowalam w sklepie internetowym bo zależało mi na jakości. Te z allegro niby niczym się nie różnią, ale jednak mój lepiej leży mi w dłoni :P Ostrza również kupowałam hurtowo, do tego pory mam połowę pudełeczka. Ale skalpel to skalpel. Jeśli chodzi o sklep stacjonarny to najlepiej zaopatrzyć się w Cezalu to sklep medyczny na ul. Siekniewicza. Jest tak całkiem niedrogo. Najlepiej zrobić to z jakimiś zapasem czasu tzn nie dzien przed prosektorium na mokrych preparatach. U nas wszyscy się rzucili i trzeba było czekać na nową dostawę.
-fartuch z długim rękawem. Również w sklepach internetowych jednak jest stosunkowo drogi. Dla osób oszczędnych polecam lumpeksy z odzieżą medyczną. To i tak fartuch do wyciurania, więc nie potrzeba pięknego, nowiutkiego.

2. Czy muszę być obecny/a  na DNIU WSTĘPNYM ?
Odpowiedź brzmi TAK. Dzien ten jest swego rodzaju potwierdzeniem, że jesteś studentem. Z listy obecności z tego dnia układają potem grupy i robią oficjalną listę studentów. Jeśli masz naprawdę poważny powód aby nie być obecnym, radzę wcześniej zgłosić to w dziekanacie. Osoby, które nie były mają potem problemy, muszą potem odrabiać ten dzień itd. Na czym polega wgl ten dzień? To najnudniejszy dzien na uczelni. Przechodzicie szkolenie bhp i inne pierdoły i tak nikt tego nie słucha. Na początku jest uroczyście przychodzi dziekan, jest powitanie (radzę ubrać się przyzwoicie, niby oczywiste, ale w tamtym roku kilka osób przyszło w spodniach dresowych O.o ) potem jest mniej oficjalna część. Czyli nudne gadanie. Przychodzi kilka osób. Gadają, gadają. O bezpieczeństwie, o bibliotece, o samorządzie. Wydaje się nie mieć końca. Niby nic ważnego, ale odbębnić trzeba. Nie chcę Was straszyć, ale w tamtym roku jak weszłam o 10 to wyszłam po 17 HAHAHA.

3. Czy po 1 roku mogę się przenieść z trybu niestacjonarnego na stacjonarny? 
Nie, nie, nie i nie... i jeszcze raz nie. Temat studnia. Nie będę się rozwodzić bo osobiście uważam, że jest to trochę krzywdzące. Nie ma żadnej furtki ani za dobrą średnią, ani jeśli w następnym roku w rekrutacji się dostaniesz (nie ma przenoszenia na 2 rok, musisz jeszcze raz przejść 1 rok, oczywiście oceny Ci przepiszą i wychodzi na to że po prostu masz wolny rok). Wiem, że ludzie o tym gadają, są plotki, na 1 roku wszyscy chcą przenieść się za średnią. Ale nie... nie da się. Jestem starostą swojego roku, nie raz rozmawiałam o tym z dziekanem.... więc jest to rzetelna informacja.

4. Czy studencie niestacjonarni są gorzej traktowani?
Kolejne plotka. Czasami nie wiem skąd się one wgl biorą. Odkąd jestem na uczelni jeszcze żaden z prowadzących nie potraktował mnie gorzej, ba nawet nie spojrzał krzywo tylko dlatego, że jestem z niestacjonarnej. Człowiek oceniany jest za swoją prace, a nie za to jak komu poszła matura i kto miał więcej szczęścia przy rekrutacji. Matura nie jest odzwierciedleniem wiedzy o czym przekonacie się na studiach. Wielu prowadzących to podkreśla i uważa że nie ma powodu do wstydu czy czegoś podobnego. Mówią, że nie raz lepiej się uczmy od stacjonarnych. Wiele razy usłyszałam  miłe i ciepłe słów pod swoim adresem i chwalono mnie za moją pracę. Nikt tutaj nie jest gorszy. Wszyscy tak samo muszę się starać i uczyć. Ludzie lubią gadać, że ktoś się na nich uwziął, a często prawda jest taka że po prostu się nie nauczyli... Większa bariera jest już między samymi studentami. Często spotkałam się z tym, że mieli mnie za gorszą...tutaj uczelnia dzieli studentów. Oczywiście nie jest tak ze wszystkimi, ale założę się że spotkacie się chociaż z jedną osobą, która będzie zadzierała nosa. Potem minka rzednie jak okazuje się że Ty masz same 4 i 5 a tamta...hymm nieco gorzej. Chociaż i na to pewnie znajdą argument, że płacisz i lepiej Cię traktują ble ble głupie gadanie. Róbcie swoje i nie zwracajcie uwagi na to co mówią.

5. Gdzie odbywają się zajęcia?
Większość obywa się na Grunwaldzie. Dostaniecie rozpiskę z salami, jakoś przed rozpoczęciem roku. Radzę sobie wydrukować mapę kampusu przez pierwsze dwa tygodnie nie będziecie ogarniać gdzie jesteście i gdzie jest sala na której macie zajęcia, ale potem wszystko się rozjaśni. Prosektorium jest na Biskupinie, istnieje możliwość że w sali nad prosektorium tj 8W obywać się będą jakieś wykłady. My mieliśmy w 2 semestrze.

6. Jak dojadę na Biskupin?
Niby głupie pytanie, ale wiem że na początku sama miałam z tym problem. W stronę Biskupina jedzie 1,2,4,10 (tramwaje), wysiada się na przystanku: Piramowicza.

7. Czy są na studiach jakieś koła zainteresowań?
Na uczelni jest wiele, nasz wydział ma kilka tzw. studenckich koła naukowe- SKN. Każdy znajdzie coś dla siebie
-SKN medyków weterynaryjnych Chiron. Organizuje przede wszystkim wykłady o tematyce ogólnej tzn że nie skupia się na jednej wybranej grupie, ale starają się aby każdy znalazł coś dla siebie. Zapraszają prowadzących z uczelni jak i poza. Niektóre są naprawdę ciekawe. Ja byłam tylko na kilku, a to dlatego że zawsze akurat miałam sporo nauki. Wykłady są wieczorem i jakoś czasami nie chciało mi się ruszyć tyłka. Są również warsztaty, ale głównie dla starszych studentów. Ja nie udzielałam się tutaj bardzo, dlatego nie opowiem Wam szerzej o działalności.
-SKN Mephitis, Zdecydowanie mój ulubiony. Co prawda nie jest tak popularny na uczelni jak Chrion, ale moim zdaniem spokojnie może z nim konkurować. Tutaj już jest węższe grono studentów, dlatego że koło skupia się głownie na zwierzętach egzotycznych. Również organizują wykłady. Mają wiwarium w którym jest sporo naprawdę ciekawych zwierząt. Mi najbardziej przypadła do gustu konferencja naukowa którą organizowali już 2 rok z rzędy. Przyjechało sporo fajnych wykładowców, było ciekawie.
-SKN Hubert. Powstał w w tym roku. Tematyka to zwierzęta dziko żyjące, łowne. Nie jestem zapisana i nie za bardzo orientuję się co do ich aktywności
- IVSA - nie jest kołem uczelnianym, to organizacja zrzeszająca studentów weterynarii z całego świata. My mamy odział we Wrocławiu. Członkostwo jest płatne. Organizują spotkania, wykłady oraz konferencje na którą przybywają ludzie z całej polski.
Co zrobić aby się zapisać?
Należy śledzić na facebooku, oni udostepniają swoje spotkania itd. Pierwsze spotkanie będzie organizacyjne, będziecie mogli się zapisać i dowiedzieć się jak funkcjonuje dane koło.

8. Czy trzeba zarywać noce na naukę?
To bardzo indywidualna kwestia. Jesli będziesz olewał naukę i ockniesz się dopiero dzień przed kolokwium to na pewno. Ale jeśli będziesz do tego podchodził na poważnie i regularnie się uczył nie powinno być większych problemów. Mi w ciągu roku zdarzyło się to może z 4 razy? Na prawdę nie jest tak źle jak ludzie mówią. Owszem jest sporo nauki, ale systematyczność to podstawa

9. Czy mogę pogodzić studia z pracą?
Praca codziennie raczej nie wchodzi w grę, często mamy zajęcia nawet od 8 do 19 czy 20 (oczywiście z przerwami). Praca wybiórcza czy na weekendy jest możliwa, ale raczej kosztem dobrych ocen. W sumie to też dużo zależy od czlowieka i tego jak przyswaja materiał.

10. Czy muszę chodzić na wykłady?
Teoretycznie tak i każdy podkreśla, że wykłady są obowiązkowe. Praktycznie wszystko zależy od Ciebie. Są wykłady na które warto chodzić bo zawsze się dowiesz czegoś ciekawego, może się to też potem przydać np na egzaminie. Czasami masz też profity z chodzenia na wykłady, czyli pół oceny wyżej itd. Niektóre wykłady są tak beznadziejne, że naprawdę lepiej zostać w domu

No i koniec. Jeśli macie jeszcze jakieś pytania to piszcie śmiało, ja dopisze je do notki :)

niedziela, 3 lipca 2016

Jak przetrwać 2 semestr?

Cześć wszystkim!
Dzisiaj już wszystko na spokojnie. Z dumą mogę powiedzieć, że oficjalnie jestem już studentką 2 roku Medycyny Weterynaryjnej. Udało się! :) Jestem już po przedterminie z histologii i z anatomii. Był ogromny stres, niepokój ale okazuje się, że to wszystko nie było tego warte. Chyba muszę wierzyć bardziej w swoje możliwości. Jestem ogromnie szczęśliwa, że wszystko poszło po mojej mysli. Bardzo dziękuję wszystkim którzy trzymali kciuki!!! Cały ten rok to była dla mnie jedna, wielka przygoda. Ale nie żałuję żadnej swojej decyzji. Jestem na najlepszych studiach na świecie!!!!
A teraz do tematu. Tak jak wcześniej już obiecałam, opisze Wam dzisiaj wszystkie przedmioty z 2 semestru, podobnie jak zrobiłam z 1 :) Mam nadzieję, że okaże się pomocny :)
 2 semestr był o wiele cięższy, dlatego warto zaplanować sobie wszystko z głową. Nie miałam zawsze czasu aby chodzić na wykłady, czasami musiałam sobie je odpuścić kosztem nauki na inne przedmioty. Ale głowa do góry. Drugi semestr mimo, że cięższy był też zdecydowanie ciekawszy!

1. ANATOMIA
Zdecydowanie mój ulubiony przedmiot na 1 roku. Nie ma sobie lepszych. Jeśli ktoś poczuł niedosyt w czasie 1 semestru to  na 2 na pewno już się nie nudził. W końcu zaczęło się najlepsze. Mi najbardziej podobała się splanchnologia (chociaż jednocześnie najdłużej się jej uczyłam) była mega ciekawa. Dodatkowo miałam ją z Dr. Ch który akurat w tej kwestii nie ma konkurencji. To właśnie jemu zawdzięczam również świetne schematy z układu nerwowego, dzięki czemu nie spędzał mi on snu z powiek jak pozostałym studentom. Głowa była też ciekawa. Nerwy czaszkowe nie były wcale takie straszne. Reasumując, 2 semestr z anatomii jest znacznie ciekawszy, ale też jest o wiele więcej nauki. Na początku ciężko było znajdywać to wszystko na preparatach. Oglądałam filmiki i myślałam, że nie dam rady. Bo było tego sporo. Ale nie ma co panikować. Praktyka czyni mistrza! Dopiero w tym semestrze pojawiły się nam szpilki. Wcześniej prowadzący pytał bezpośrednio przy preparacie. Na początku się stresowałam, ale uwierzcie nie ma czego. Ja bez problemu zawsze zdążyłam zapisać każdą szpilkę i nawet sprawdzić pisownie. Inni narzekali na brak czasu, ale podobnie jest na egzaminie, więc warto się przyzwyczajać.
Jeśli chodzi o książki to zdecydowanie polecam Splanchnologia Chomiaka, moim zdaniem nie ma sobie równych. Spokojnie traficie na nią w uniwersyteckiej bibliotece. I choć mówią aby uczyć się tylko z Libcha to ja uczyłam się głownie z Chomiaka, byłam na przedterminie u profesora i zdałam spokojnie na 5. Plus odpowiedzi na  wszystkie podchwytliwe pytanie, które zadaje profesor prędzej znajdziecie tam niż w Libichu. Choć polecam czytać jak najwięcej książek zawsze można dowiedzieć się czegoś nowego. Ja sama robiłam sobie notatki. Mam swoje, które zawierają wszystkie niezbędne rzeczy i wszystkie wisienki o które lubi pytać profesor i inni prowadzący na kolokwiach. Jeśli chodzi o głowę, tam warto już zajrzeć do Libicha. Szczególnie nerwy czaszkowe, które są w skrócie opisane bez zbędnych informacji. Profesor mówi, że nie przejdzie u niego mianownictwo z Krysiaka. Niestety. Do praktyki polecam Atlas Popesko no i podobnie jak w tamtym semestrze Atlas Psa i kota. Chociaż mi ten pierwszy bardziej przypadł go gustu. Nie trzeba go kupować (nawet nie wiem czy jest gdzieś dostępny) wystarczy mieć go w PDF. W tym semestrze znacznie bardziej niż w poprzednim przydadzą się filmiki z prosektorium. Mi dużo pomogły. Starsi studenci mają ich sporo, więc na pewno wcześniej czy później jakoś je dostaniecie. Jeśli chodzi o przygotowywanie się na kolokwia jak i na egzamin. Polecam chodzić na konsultacje do prowadzących, albo jak Wasz prowadzący ma też inne grupy to jak macie czas chodźcie i tam. To naprawdę dużo daje, plus prowadzący widzi że Wam zależy. Anatomia w tym semestrze była tylko raz w tygodniu po 3h. Trochę za dużo, w połowie zajęć wszystkim chciało się już spać i mało się z nich wynosiło. Ja czasami chodziłam do swojego prowadzacego na konsultacje. Wytłumaczył mi kawał materiału w bardzo prosty sposób. Zrobił masę schematów, które ułatwiły mi życie. Wystarczy czasem poprosić. Na zajęciach nikt o nic nie pytał i stał przy preparatach. Czasami prowadzący sami się nie wychylają. Więc ja polecam pytać, dowiadywać się. Jeśli chodzi o oglądanie preparatów to często prosektorium było udostępnione dla studentów i można było się uczyć przy preparatach, więc na to nie ma co narzekać. Tydzień przed samym egzaminem można było przychodzić codziennie do godziny 14.
EGZAMIN:
-Przedtermin:
W tym roku aby się załapać trzeba było mieć 4,5 z drugiego semestru. Dzięki temu zostaje się zwolnionym z praktyki (coo naprawdę jest korzystne!!!). Odpowiedź ustnie u profesora. Losuje się zestaw z 5 pytaniami. Dodatkowo profesor zadaje pytania do każdego pytania z zestawu (czasami naprawdę bardzo oryginalne). Ale przedtermin jest naprawdę przyjemny, profesor jest miły i atmosfera bezstresowa. Zdecydowanie mój ulubiony i najprzyjemniejszy egzamin w ciągu 1 roku. Nie ma co się stresować, trzeba porządnie przysiąść do materiału i wszystko będzie w porządku. (nie wszyscy zdają!!!!) Gdy się nie zda to idzie się na 1 termin.
-Praktyka: 
Czyli szpilki. ( Ja nie brałam w tym udziału ). Ale ogólnie praktyka polega na tym że wchodzi się grupami po kilka osób, na sali znajdują się preparaty (wbite 50 szpilek) podchodzi się do stołu i zapisuje się nazwę struktury po polsku i po łacinie. Są zarówno kości, czaszka jak i preparaty mokre. W tym roku nie zdało prawie 70 osób. Szpilki są zmieniane, więc nie liczcie że przyjdziecie nienauczeni i pościągacie od innych. Właśnie to zgubiło kilka osób w tym roku. Poprawa we wrześniu. Jak się nie zda to nie zostaje się dopuszczonym do teorii.
-Teoria:
Jest ponad 60 pytań, ogółem mało czasu. Ale w tym roku pytania się powtórzyły. Więc źle nie było! W tamtym roku sporo osób nie zdało

2. HISTOLOGIA
O ile w 1 semestrze mogłam trochę ponarzekać, to 2 semestr był już znacznie ciekawszy (chociaż większość powie że i tak flaki z olejem :P ) . Zaczynają się narządy i układy. Zmienił się nam też prowadzący i było naprawdę fajnie. Materiał był dla mnie bardziej przyswajalny, chociaż wcale niełatwy. Zwłaszcza nerwowy. Jeśli chodzi o materiały to niezmiennie Histologia-Prof. Kuryszko. Mi to wystarczyło spokojnie aby mieć na koniec 5.
Egzamin:
-Przedtermin
Na początku zakres materiału mnie przerażał. Zwłaszcza embriologia, ale dało się to fajnie przyswoić. Wystarczyły wykłady. Przedtermin niezmiennie u profesora. Mi wypadł akurat w tygodniu w którym miałam kolokwium z biochemii i zaliczeniowe kolokwium z genetyki [*]. Ale dałam radę. Profesor pyta przy preparatach ( niezależnie czy jesteś zwolniony z praktyki czy nie ) chyba że masz takie szczęście ( jak ja :P ) że ma dobry humor i akurat przepyta Cię w gabinecie bez szkiełek. Ta druga opcja jest znacznie lepsza. Podobno profesor posiada swoje własne preparaty na myśl o których słabnie niejeden student. Ale u nas ludzie zazwyczaj mieli standardowe. Profesor lubi zadawać dziwne pytania nie tylko o historię miasta, czy o jakąś zasłużoną postać w dziedzinie histologii, ale też o inne rzeczy z kosmosu ( jaką nazwę nosiła kiedyś Tajlandia?!) Ale ja wspominam swój przedtermin bardzo miło. Moja rada? Przejmij inicjatywę, gadaj, zadawaj pytania, nie siedź jak jakaś kłoda. No i wiadomo zawsze kultura i schludne, eleganckie ubranie. Zestawy niezmiennie te same ( 5 pytań: 2 z embriologii i 3 z histologii ) . Profesor lubi wypytywać o embriologię i przez to nie zdało kilka osób
-praktyka
jeśli ktoś miał min. 7,5 pkt ze szkiełek to jest zwolniony z praktyki. Reszta przychodzi na salę gdzie na slajdach są wyświetlane zdjęcia preparatów. Trzeba napisać co to za struktura/narząd albo po polsku, albo po łacinie. Dodatkowo pisze się co się tam jeszcze widzi czyli komórki etc. Raczej bezproblemowo. Kilka osób nie zdało. Drugi termin szkiełek jeszcze przed teorią. Z Dr. K wszyscy zdają.
-teoria
ludzie mówili że pytania z kosmosu, wyświetlane na slajdach, malo czasu, wszyscy mieli nie zdać, a prawie wszyscy zdali. Magia. I do tego na 4 i 5. Nie wiem jak, co i kiedy hahaha. Podobno to loteria kto nie zda, a kto zda. Tak czy siak. W tym roku nie zdało tylko kilka osób. Drugi termin we wrzesniu u profesora. Podobnie jak przedtermin

3. BIOCHEMIA
Mimo straszenia, mimo narzekania okazała się nie taka straszna. Mi nawet się podoba. Aby zaliczyć trzeba mieć 17pkt (14 pkt dostaje się za same ćwiczenia + kartkówki jeśli się je zaliczy). 3 kolokwia z każdego można zdobyć maksymalnie 7pkt (od tego roku można mieć również maksymalnie tylko jedno zero z kolokwium, jeśli ma się dwa zera odpada się bez możliwości rozbója) . Nie brzmi tak strasznie, prawda? Chociaż zazwyczaj jest sporo ludzi, którzy mają problemy z zaliczeniem. Przede wszystkim ważna jest systematyczność i regularność. Jeśli ktoś myśli, że siądzie do tego na wieczór przed kolokwium i jakoś się uda to jest w błędzie. Należy wziąć się do roboty na samym początku. Do pierwszego kolokwium uczyłam się 2 tygodnie przed. Jeszcze nie wiedziałam czego się spodziewać i narzuciłam sobie  spokojne tępo aby dobrze zrozumieć temat. Dzięki czemu na pierwszym kolokwium zdobyłam 6pkt. Nie jest źle. Kolokwium obejmuje 15  pytań abc, wzory i pytania otwarte. Polecam Wam się naprawdę przyłożyć do 1 kolokwium. Potem będzie Wam łatwiej. Uwierzcie na 3 kolokwium praktycznie nie ma czasu aby się uczyć. Nam wypadał w ostatni tydzien przed sesją jak była masa innych rzeczy na głowie. Więc jeśli ktoś już na 1 kolokwium załapie zero to kiepska sprawa.
Ćwiczenia: Na początku w planie nie ma uwzględnionych bloków. Pierwsze ćwiczenia są krótkie, male wprowadzenie, zapoznanie z regulaminem. Później ruszają już bloki. I tu uwaga bądźcie rozważni z wybieraniem wf. Wiele osób się na tym przejechało. Blok z biochemii trwa 5h (spokojnie tylko teoretycznie, zazwyczaj tra krócej. Jak zrobicie swoje możecie iść do domu) i jest co 2 tygodnie. Tzn że w pierwszy tydzień mają go wszystkie grupy A, a w następnym grupy B. Na początku ciężko to załapać. Ale do wszystkiego jakoś dojdziecie! Na ćwiczeniach robi się różne filtracje i inne czary mary. Mnie jakoś szczególnie to nie wkręciło. Trzeba obliczyć różne rzeczy. Na bodajże drugich ćwiczeniach trzeba było zrobić sprawozdanie, nikt tego tak naprawdę nie rozumiał ale to szczegół.  Wszystko też zależy na kogo traficie. Są prowadzący w porządku i tacy już nieco mniej. Na ćwiczeniach piszemy kartkówki z seminarium (prezentacje są zamieszczone na eduwecie, ja byłam na wszystkich seminariach, ale listy nie było nigdy.)
Wykłady: Niektórzy chodzą, niektórzy nie. Jak miałam czas to chodziłam. Profesor jest w porządku i myślę, że te wszystkie opinie na jego temat są trochę na wyrost. Rzetelnie prowadzi wykłady, jedyny minus to że wykład trwa ponad 2h i jest to trochę męczące, ale myślę że warto. Jak będzie się na większości list to profesor podwyższa ocenę z egzaminu o 0,5.
Materiały: Ja w biochemię trochę zainwestowałam, ale myślę że było warto. Miałam fajne notatki do nauki. Więc o ile nie jestem zwolennikiem kupowania notatek to w tym przypadku szczerze polecam!!Z książek to mi najbardziej przypadła do gustu Biochemia Harpera. Szczególnie przydaje się do szczegółowych pytań i czasami fajnie wyjaśnia zagadnienie jak coś jest niezrozumiałe. Można sobie nią doczytywać wykłady. Jeśli chodzi o książki to wystarczy ona. Mam jeszcze Krótkie wykłady z biochemii. Czytam jak mam czas, ale osobiście wolę Harpera. No i wykłady, głownie na ich podstawie są ukladane kolokwia. Wzory nie wykraczają poza ten materiał. I przyznam szczerze, że wcale nie trzeba mieć jakieś szczególnej smykałki do chemii aby sobie poradzić. Jeśli będziecie systematyczni to nie macie się czego obawiać.

4. GENETYKA
W tym roku zmienili nam prowadzącego, więc kompletnie nie wiedzieliśmy czego się spodziewać. Na początku zapowiadało się tragiczne, troszkę nas postraszyli, ale ostatecznie okazało się że nie było tak źle. Minusem było to że ćwiczenia (na których były kartkówki!!) wypadały zawsze w tygodniu jak mieliśmy kolokwium z biochemii, więc cięzko było przysiąść jeszcze do tego. Oczywiście pokomplikują Wam trochę życie, plan się zmieni. Genetyka wypadała zawsze w tygodniu kolokwium biochemii czyli wtedy kiedy żadna grupa nie miała ćwiczeń z biochemii i w tym czasie robili zajęcia z genetyki. Wiem, że brzmi to teraz trochę niezrozumiale. Ale zapewniam, że połapiecie wszystko w trakcie roku. Wykłady z genetyki były naprawdę ciekawe, profesor wiedział jak zainteresować studentow. Warto było na nie chodzić bo więcej informacji profesor przekazywał bezpośrednio  mówiąc niż były one zawarte w prezentacji (naprawdę mało co jest na prezentacji.....). Wykłady są na zmianę z wykładami z biologii. Tzn, że w jednym tygodniu jest biologia, potem genetyka i tak na zmianę. Podobnie jak na biochemii panuje system punktowy. Aby zdać trzeba było mieć 26pkt. Za każdą kartkówkę (było ich 4) można było mieć 2pkt, łącznie 8. Ale uwierzcie, niektóre kartkówki nie były wcale takie proste. Czasami profesor dawał pytania wielokrotnego wyboru ..... dziwne pytania. Dodatkowo można dostać 2pkt bonusowe, jeden za chodzenia na wykłady, drugi jesli podczas pierwszych zajęć seminaryjnych ktoś zgłosi się do tablicy do zadania (proste krzyżówki, polecam się zgłaszać!!!!). Ćwiczenia też były w porządku, niektóre ciekawe inne mniej. Pod koniec czekało nas kolokwium zaliczeniowe (na początku miały być pytania wielokrotnego wyboru, zadania itd) ostatecznie były głownie pytania abc, proste krzyżówki (też w postaci abc). Ja uczyłam się tylko jeden wieczór, bo kolokwium wypadło akurat w tygodniu kiedy miałam przedtermin z histologii i kolokwium z biochemii. MASAKRA. Ale zdałam i to całkiem nieźle. Uczyłam się tylko w z wykładów. Więc nie warto nic kupować. Chyba że chce się lepiej zrozumieć jakieś zagadnienie.

5.BIOLOGIA

Przyjemny i bezproblemowy przedmiot. Mała powtórka zoologii i botaniki z liceum. Na zajęcia trzeba mieć biały, czysty zeszyt do rysowania. Poprzedni rok trochę nas nastraszył, że doktor pyta na zajęcia. Nie robi tego, ale mimo wszystko przed zajęciami warto trochę ogarnąć dany temat. Różnie to bywa, Polecam natomiast zgłosić się do odpowiedzi na 1 zajęciach. Temat to mitoza i mejoza. Można zarobić fajną ocenkę. Na ćwiczeniach doktor robi małą prelekcję i później oglądamy coś pod mikroskopem lub na slajdach i przerysowujemy do zeszyty, pod koniec doktor podpisuje nam rysunek. Sporo osób kupowało zeszyt od poprzednich roczników bo sami nie mogli się połapać co oglądają. Ja prowadziła swój sama i zazwyczaj nie miałam problemu z przerysowaniem. W ciągu roku były 2 kartkówki (tak dokładniej to była jedna, druga miala być, ale doktor ostatecznie jednak z tego zrezygnował). Kartkówki są zapowiedziane. Na końcu zoologii jest kolokwium. Jest łatwe, a do tego prawie wszyscy mają gotowca. Ćwiczenia z tasiemców w większości grup były prowadzone przez profesora. Tutaj radzę się naprawdę przygotować. Profesor uwielbia ten temat i wie dosłownie wszystko. Pyta się o najmniejsze szczegóły, wszystkie rozmiary z mega dokładnością. Nauczcie się dobrze!!! Potem zaczyna się botanika, już nie aż tak ciekawa. Ale da się przetrwać. Ona kończy się zrobieniem zielnika (zrobienie to pojęcie względne, większość go po prostu odkupuje). Ja robiłam sama. Zawsze to jednak pretekst aby oderwać się  na trochę od nauki i pochodzić po łące :P. Trzeba mieć 25 roślin zielnych, tematycznie zebranych, z korzeniami. Ogólnie mi się podobało. Teoretycznie nie trzeba żadnej książki, doktor poleca kilka pozycji na samym początku. Ja polecam repetytorium z biologii. Warto poczytać co nieco o robakach, szczególnie cykle ( z których jest kartkówka).

6. AGRONOMIA
Największy i najgorszy zapychacz. Uczysz się o burakach i jakiś innych pierdołach. Naprawdę nie wiem co ja tam robiłam. Prowadzący myśli, że ma to BARDZO DUŻO wspólnego z weterynarią i że bez tego nie damy sobie później rady. Nie wiem czy wniosło to coś do mojego życia. Poza tym że lulek czarny jest trujący dla bydła hahahaha. Mogłam chociaż przez chwilę poczuć się jak na rolnictwie :P. Prowadzący lata po polach i robi zdjęcia, potem pokazuje je na wykładach jakby było to coś nadzwyczajnego. Nieważne... Nie trzeba żadnych książek, wystarczą wykłady (prowadzący ich nie udostępnia). Pod koniec (akurat gdy jest najwięcej do roboty!) jest kolokwium zaliczeniowe. Niby proste, ale nikt nie ma czasu aby się uczyć. Kilka osób nie zdało. W sesji jest kolokwium poprawkowe.

7. OCHRONA ŚRODOWISKA
Również zapychacz, ale nie taki straszny jak poprzedni. Mała powtórka z liceum. Czyli ekologia, populacja, zanieczyszczenia itd. Na początku mamy ćwiczenia, na których każdy przygotowuje prezentację na dany temat przedstawia ją na zajęciach i dostaję ocenę. I tak na każdych ćwiczeniach. Jeśli już nikt nie ma co prezentować to oglądamy filmy i rozmawiamy. Jest całkiem przyjemnie, chociaż wszystko zalezy od prowadzącego. Po zakończonych ćwiczeniach ( jest ich chyba 10) zaczynają się wykłady. Potem jest kolokwium zaliczeniowe (można się umówić z prowadzącymi że będzie nieco wcześniej). Do kolokwium wystarczą wykłady są udostępnione na eduwecie. Są też jakieś zestawy z poprzednich lat, ale mi nic się nie powtórzyło.

8. HISTORIA WETERYNARII
Są podzielne opinie, ale mi naprawdę się podobało. Uważam, że to istotne aby wiedzieć o korzeniach swojego zawodu. Co prawda więcej było o samej medycynie, ale te dwie dziedziny są ze sobą tak naprawdę nierozerwalne. Książka to Historia Weterynarii i Deontologia - prof. Janeczka.(można mieć na kolokwium, na jej postawie się je pisze). Książka fajna(na pewno pozostanie w mojej weterynaryjnej biblioteczce), czasami wątki się powtarzają i jest dużo ogólnego zarysu historycznego. Ale dzięki niej dowiedziałam się wielu ciekawych faktów.  Ja przeczytałam całą i bardzo mnie zaintrygowało to wszystko, przeniosłam się do tamtych czasów i zachciało mi się dalej pogłębiać wiedzę w tej dziedzinie. Szczególnie spodobało mi się to, że nasz uniwersytet, a dokładniej wydział Medycyny Weterynaryjnej ma tak rozbudową historię. Wiedziałam, że wywodzi się z Lwowa, ale nie zdawałam sobie sprawy że już wtedy była to tak dobra placówka dydaktyczna. Jednym słowem naprawdę warto przeczytać, dowiedzieć się tego wszystkiego, przenieść się do tamtych czasów i zobaczyć jak wtedy to funkcjonowało i jak w przeciągu wielu lat ewoluował zadów weterynarz. Wykłady też były w porządku. Profesor robił listy, mają się niby liczyć do oceny. Ale nie wiem jak to będzie wyglądało w praktyce. Kolokwia to pytania typu "co wiesz o Chironie, kto był najstarszym weterynarzem". Odpowiedzi szuka się w książce. Nie ma z tym najmniejszego problemu.

9. TECHNIKI INFORMACYJNE
Ten sam prowadzący co od biostatystyki. I choć bardzo lubię Pana Magistra. To naprawdę zadaję sobie pytania po co takie przedmioty na weterynarii? To typowa informatyka, chociaż ja miałam problem aby połapać te wszystkie rzeczy. Na początku są 3 wykłady, nikt na nie nie chodzi (ja byłam :P ). Później zajęcia w sali komputerowej. Są nieobowiązkowe i magister nie sprawdza na nich obecności. Później są 2 kolokwia. Pierwszy z edytora tekstu (przed kolokwium magister wysyła przykładowy plik co trzeba będzie umieć zrobić). Polecam ściągnąć libreoffica i pomęczyć się z tym trochę. Ja nie mogłam załapać tych niektórych funkcji. Nie wspominam tego miło. Drugie kolokwium z excela. Tutaj było mi łatwiej, zawsze można przyjść do magistra aby zrobił szybki kurs i wszystko pokazał. Ja to kolokwium pisałam już w trakcie sesji po wszystkich egzaminach. Aby zaliczyć przedmiot trzeba mieć min 18 pkt ( z każdego koła ma się max 18) Ludzie mają problemy aby to wszystko zrozumieć, ale w końcu magister obniża progi aby każdy mógł to zaliczyć i nie jest źle.

10.JĘZYKI, WF
tak samo jak w 1 semestrze. Zapisujecie się za pośrednictwem usosa. U nas był cyrk (jak zawsze zresztą jak trzeba zrobić coś w tym głupim systemie). Niektórzy nie powpisywali ocen, mieliśmy zablokowany system, nikt nie mógł się nigdzie zapisać. Komedia po prostu. Cieszę się, że mam to już za sobą.

czwartek, 26 maja 2016

seeeeeeeeeesja

Jeśli kogoś to interesuje, to jestem żyję, ale niestety cierpię na brak czasu na cokolwiek. Ostatnio natłok materiału szczególnie daje mi się we znaki. Nie mam praktycznie czasu wolnego aby poświęcić na rozwijanie pasji i chodzenie do kliniki. Najbardziej dobija jednak fakt, że będzie jeszcze gorzej i to wszystko do sesji. Sesja....ah zostało chyba 3 tygodnie. A ja na 2 dni przed sesją mam już zapowiedziane kolokwium z biochemii. Powiedźcie mi więc gdzie mam znaleźć czas na powtarzanie czegokolwiek?! Wiecie, że z reguły nie narzekam, ale jednak ta jedna rzecz dobija mnie na naszej uczelni, nie dość że masa niepotrzebnych przedmiotów to do tego na kilka dni przed sesją jest zawał kolokwiów z tego wszystkiego. Szkoda, bo inne uczelnie mają taki system że na 2 tygodnie przed sesją nie robi się już kolokwiów i studenci mają czas aby coś niecoś powtórzyć. Są jednak i pozytywy. Dostałam piękną, czystą 5 ze splanchnologii i wszystko na to wskazuje że pójdę na przedtermin z anatomii, nie zapeszając z histologii też jest super. Więc wszystko jest na dobrej drodze. Ostatnio na anatomii Dr. Ch powiedział, że naprawdę zasługuję na 5 i że dobrze sobie radzę. Naprawdę nie ma nic bardziej motywującego :)!!! Biochemia, którą tak straszyli na razie również nie jest straszna i oby tak zostało. Kocham te studia, mimo że jest czasami naprawdę ciężko. Piękna pogoda za oknem a ja wieczorami (jedyny moment kiedy chociaż na chwilę oderwę się od książek :P ) chodzę po wałach i robię zielnik. Hahahaha, ludzie myślą chyba że studiuję jakieś ogrodnictwo...... Ah. W ostatnią niedzielę pozwoliłam sobie wyrwać się trochę na klinikę rozrodu bo urodziły się mały beagle. Cud, miód i malina. Mogłabym tam siedzieć godzinami.Niestety brak czasu ogranicza. W tą sobotę odbywa się konferencja egzotyka okiem praktyka organizowaną przez skn mephitis i na samą myśl już się cieszę. Oczywiście relacje na blogu!!Notka jak zwykle chaotyczna, za co przepraszam. Obiecuję, że po sesji nadrobię zaległości, w planach mam oczywiście opisać semestr 2, plus mały niezbędnik dla pierwszaka, gdzie jest jaka sala, co gdzie kupić i wiele więcej! W przyszłym roku jeśli się uda zamierzam zapisać się na wolontariat do EKO STRAŻY. Więc będzie się działo...... :)!
Gorąco zachęcam rownież do pisania(email obok w "kontakt"), rezerwowania sobie materiałów, mam ochotę pozbyć się połowy tych rzeczy i na pewno komuś się to jeszcze przyda! Na dzisiaj kończę, trzymajcie kciuki aby sesja dobrze poszła! A ja trzymam kciuki za to abyście się dostali na weterynarię!!!










czwartek, 31 marca 2016

Swojec

Cześć! 

W dzisiejszej notce opowiem Wam trochę o Swojcu i mam nadzieję, że wystarczająco zachęcę abyście w przyszłości sami się tym zainteresowali bo rąk do pomocy niestety brakuje, a uważam że dla młodego weterynarza każda okazja na jakikolwiek kontakt ze zwierzęciem to świetna sprawa! ( Dotyczy to głownie studentów z Wrocławia, zootechików również, ale założę się że inne uczelnie mają podobne placówki, gdzie też chętnie przyjmą ludzi do pomocy )

Zanim jednak przejdę do rzeczy gorąco zachęcam do udzielana się, buduję ten blog razem z Wami jeśli macie jakiś problem, pytanie to śmiało piszcie, pomysł na nową notkę? Super! Dajcie znać :) Wiem, że sama przed tym wszystkim miałam 10000 pytań, a kto pyta nie błądzi. Zachęcam również do obserwowania bo w końcu wyczaiłam to wszystko i dodałam z boku w pasku możliwość obserwowania. Znajdziecie tam też mojego maila, bo kilka osób prosiło o kontakt!!

Wracając do tematu.... wiem mam tendencję do zbaczania z tematu :P...... Co to jest w ogóle Swojec? To Rolniczy Zakład Doświadczalny Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu znajdujący się na ulicy Wschodniej 68 (dojedziecie z pl. Grunwaldzkiego autobusem linii 115 ) ośrodek zajmuje się głownie chowem i hodowlą krów, małych przeżuwaczy- owce, drobiu i dwóch lam ! :D ( poza tym są tam też pola, maszyny ale to bardziej w temacie rolników itd) Jest otwarty dla wszystkich chętnych weterynarzy i zootechników. Przez ostatnie tygodnie trwają tam wykoty owiec. Jest mnóstwo pracy przy przyjmowaniu porodów, karmieniu i kolczykowaniu maluchów i inne drobne pracach przy których poradzi sobie nawet początkujący student. Ja zauważam smutną tendencję, że mimo otwartych drzwi do tego aby się nauczyć czegoś nowego, zdobyć jakieś doświadczenie tak trudno jest z tym aby kogoś zachęcić do BEZINTERESOWNEJ pomocy. Zazwyczaj pojawiają się te same nazwiska i w sumie trudno mieć tu do kogokolwiek pretensje. Ale dziwi mnie fakt, że jest tak mało chętnych ludzi, szczególnie wśród młodszych którzy tak naprawdę nie mieli jeszcze żadnego kontakt z tego typu rzeczami. Śmieszy mnie potem takie biadolenie " a my nic przy zwierzętach nie robimy,zero praktyki" no dziwne bo ludzie nawet jak mają wszystko podane na tacy to nie korzystają. A tu wystarczy tylko zakasać rękawy i wziąć się do roboty. Sami widzicie to nic nie kosztuje. Wystarczy poświęcić swój czas... Ja wychodzę z założenia że teraz jest mój najlepszy czas i powinnam jak najlepiej go wykorzystywać, uczyć się, działać. Myślę że inni też to doceniają. A poza tym czy jest coś urokliwszego niż  stado małych owieczek?!! Czasami łapię się za głowę i naprawdę zadaję sobie pytanie co Ci ludzie robią na weterynarii?! Mamy tyle sposobności na praktyki, naukę a tak mało osób z nich korzysta. Jak zwykle się rozwodzę nad ludźmi, wybaczcie ale trzeba czasami ponarzekać. Broń Boże aby sama uważała się za ideał, przykład, ale to po prostu widać czy komuś zależy czy nie. Nawet Pani kierownik mówi że prawdziwego pasjonata zauważa się po tym jak sam przyjdzie, chce coś robić, uczyć się. Oczywiście ja zagospodarowałam trochę czasu, pojechałam. Niestety sama trochę późno się o tym wszystkim dowiedziałam. Ale byłam chociaż te kilka razy. Czego się nauczyłam? A chociaż tego że przyjmowałam po raz pierwszy poród i to pośladkowy. Dla mnie to naprawdę wielkie WOW bo nigdy wcześniej nie miałam z tym do czynienia, poza tym karmiłam maluszki, kolczykowaliśmy je, pobieraliśmy krew i takie różne. Dla mnie frajdą było już samo siedzenie z nimi w zagrodzie, a co dopiero co innego. Szkoda że teraz powrót do nauki i znowu to wszystko będzie mnie goniło. No ale cóż. Zachęcam Was do korzystania, zwłaszcza teraz gdy jesteśmy na studiach i możemy się wiele nauczyć (nikt od razu nie wymaga od nas wiedzy, uczymy się i to nas przywilej) wyciskajmy życie jak cytrynkę i te studia. Bo moim zdaniem weterynaria to nie samo siedzenie przy książkach, a na tych studiach i tak mało jest praktyki samej w sobie .. zacznijmy chociaż od tak małych rzeczy. Może czyta to teraz przyszły student weterynarii we Wrocławiu. Zachęcam, dowiadujcie się, chodźcie, pytajcie, uczcie się! :)
A teraz kilka fotek:



        Maluszki!


 Krówki i lama- Peryskop






niedziela, 20 marca 2016

Co nowego?

Cześć!!!
Dzisiejsza notka będzie trochę chaotyczna, za co z góry przepraszam....
Trochę się nie odzywałam, brak czasu daje mi się we znaki wraz z rozpoczęciem nowego semestru. Mimo że minęło zaledwie kilka tygodni 2 semestru to ja już siedzę po uszy w książkach. Doszła nam biochemia, genetyka i inne przedmioty które wymagają nauki na wejściówki i nie tylko. Trochę ciężko było mi ruszyć na nowo z kopyta i ustalić sobie odpowiedni plan działania bo zajęcia mam ułożone naprawdę beznadziejnie :( Ale na razie idzie mi całkiem nieźle, zdążyło mi już wskoczyć kilka 5! (np z anatomii z miednicznej!! <3 ). Muszę przyznać, że naprawdę mam szczęście do prowadzących! Nie mam co narzekać. A na tej uczelni to naprawdę czasami być albo nie być. W tym semestrze anatomia z Dr. Ch. To świetny człowiek, rzeczowy, wszystko super wytłumaczy. Cudo!! Biochemia NA RAZIE nie wydaje się jeszcze taka straszna, chociaż jak patrzę na te wszystkie notatki do egzaminu  to przeraża mnie sama myśl o tym co to będzie na 2 roku hahahah.  Powoli zaczynam myśleć o sesji W TYM semestrze, naprawdę nie wiem jak mam znaleźć czas na powtarzanie czegokolwiek............... witajcie na weterynarii !!! Czasami dochodzę do wniosku że powinnam odpuścić sobie niektóre przedmioty, na pewno miałabym większy luz, ale jestem po prostu zbyt ambitna. Tak poza tym to podoba mi się wszystko, nawet rysowanie robaków na biologii. Nie znajdziecie chyba drugiego tak zadowolonego człowieka jak ja! Czasami jak widzę te wszystkie osoby, które tak bardzo chciałaby być teraz na medycynie to w duchu dziękuję, że jestem tu gdzie jestem i że w pełni jestem z tego wyboru zadowolona!! Nie widzę siebie nigdzie indziej i choć ludzie mówią że z samej miłości do zwierząt się nie wyżyje, ja jestem zdania że najważniejsze to kochać to co się robi i w pełni się temu oddawać! To takie moje małe motto, jeśli idziecie na studia tylko dla pieniędzy czy "bo rodzice chcieli" to krzyżyk Wam na drogę. To naprawdę potem widać komu zależy i kto naprawdę chce to robić, a kto nie. Ale wracając do tematu w tym semestrze również udaje mi się regularnie chodzić doambulatorium. Ostatnio doktor zaprosiła mnie do siebie do kliniki na kastrację świni. To było przeżycie!! Szczególnie że w połowie operacji Kazik ( tak świnka miała na imię :P ) się obudził. Tak przeraźliwego skrzeczenie nigdy w życiu nie słyszałam. I choć doktor śmiała się że pewnych rzeczy w naszym zawodzie nigdy w pełni nie da się przewidzieć to  ani trochę mnie to nie zniechęciło czy przeraziło....człowiek uczy się przez całe życie i chociaż idąc na te studia bałam się że sobie nie poradzę to dziś jestem pewna że pokonam wszelkie przeciwności losu, niezależnie od opinii innych ludzi ja niezmiennie robię swoje! Chociaż zdaję sobie sprawę, że tak naprawdę kiedyś jak już skończę te studia będę musiała wybrać jeden kierunek w którym pójdę i w którym będę się rozwijała. Na razie jestem otwarta, wszystkiego próbuję i nie zamykam się na nowe wyzwania. Dzisiaj jeszcze nie jestem w stanie powiedzieć w której konkretnie specjalizacji widzę siebie za kilka lat... szczególnie że jestem dopiero na 1 roku. Ale chcę spróbować wszystkiego :) Ostatnio myślę dużo o dzikich zwierzętach. Mieliśmy w klinice węże i jaszczurki i inne słodziaki  to byłam w siódmym niebie. Już wcześniej ciągnęło mnie do egzotycznych zwierząt. Jak byłam mała to chciałam wyjechać i pracować w rezerwacie. Dzisiaj wiem że są to dalekie marzenia ale czemu nie... może kiedyś się uda.  Na razie w klinice pracuję głownie z kotami i psami co również sprawia mi mnóstwo frajdy. Jestem takim człowiekiem, że nie potrafię jednoznacznie stwierdzić, które zwierzęta lubię najbardziej..WSZYSTKIE!! Na dzisiaj koniec moich filozoficznych przemyśleń, wracam do szarej rzeczywistości - nauka :D A na deser kilka zdjęć . Trzymajcie sie!



Świnia wietnamska - Kazik - kastracja



piątek, 5 lutego 2016

Jak przetrwać 1 semestr na weterynarii?

Czeeeść wszystkim!!! 
Własnie przeżyłam pierwszy semestr, wszystko już za mną, ani jednego drugiego terminu przez cały semestr, sesja zaliczona ( nawet biofizyka w pierwszy terminie co naprawdę bardzo mnie cieszy!!!) Hurra!! W dzisiejszej notce opowiem Wam jak wyglądały dane przedmioty, jakie książki warto kupić i co zrobić aby nie zwariować!! :) No to zaczynamy:

Pierwsza moja rada, uniwersalna co do wszystkich przedmiotów jest taka : NIE ODKŁADAJCIE niczego na potem, naprawdę to Was nigdzie nie zaprowadzi. Potem obudzicie się w tygodniu gdzie wszystko się Wam nawarstwi i nie będziecie wiedzieli w co włożyć ręce. Ja pracowałam systematycznie i nie znaczy to że kułam po nocach ( tak naprawdę to chyba tylko raz siedziałam w książkach do późna) i nigdy nie miałam problemu, zawsze na wszystko zdążyłam się nauczyć. Macie wolne, święta? Super, chociaż trochę odpoczynku ale to nie znaczy że macie całkowicie spocząć na laurach. Zróbcie sobie mały plan działania, chociaż poczytajcie, a potem naprawdę będziecie znacznie dalej niż inni i nic nie trzeba będzie nadrabiać, no i oczywiście będziecie jednymi z nielicznych którzy nie będą rwać sobie włosów z głowy na myśl o goniących ich terminach. Druga to taka aby mieć hierarchię wartości. Wiadomo że ze wszystkiego chciałoby się mieć ładne ocenki, ale chyba nie muszę nikogo uświadamiać że anatomia i histologia są najważniejsze i nie ma takiego przedmiotu dla którego warto odpuścić sobie naukę do tych dwóch. No chyba że naprawdę macie nóż na gardle.

Co do kupna to radzę się wstrzymać, wiem że jak tylko się dostaniecie to zaraz będziecie mieli nieodpartą chęć kupienia wszystkiego. Wiem, przechodziłam przez to. Ale czasami warto poczekać. Na pewno powstanie grupa na facebooku, gdzie ludzie ze starczych lat będą wrzucali swoje oferty. Na początku ceny będą wygórowane, dlatego porównujcie i wybierajcie te które bardziej się Wam opłacają. Niektórzy będa na Was chcieli tylko zarobić i wcisną Wam dosłownie wszystko, mówiąc że NA PEWNO się Wam to przyda. Znając życie do niektórych rzeczy nawet ani razi nie zajrzycie. Bądźcie rozważni, pytajcie się uczciwych starszych kolegów. Nie raz ludzie obchnęli np uszkodzone kości, pierwszaki się nie znają nie wiedzą że np czaszce konia brakuje całek kości potylicznej, I tak zdarza. Albo że kupiliście używaną książkę drożej niż nową w księgarni. ROZWAGI !!!

1. Anatomia
ĆWICZENIA( PROSEKTORIUM) :
Od czego tu zacząć? Dużo, ale to naprawdę DUŻO zależy od prowadzącego jakiego macie. Ciężko powiedzieć/ przewidzieć jak będą wyglądały akurat Wasze ćwiczenia. Co prowadzący to inne przyzwyczajenia. U niektórych lepiej, u niektórych gorzej. Ale zazwyczaj zawsze trzeba trochę posiedzieć samemu nad materiałem. Nie dostanie się wszystkiego wyłożonego na tacy. Na zajęcia zawsze przynosimy fartuch, najlepiej z długim rękawem. Na początek tylko to Wam będzie potrzebne. Kurtki jak i torby zostawiamy w szatni, nie wolno wchodzić na salę z torbą!
- Moim zdaniem na każde zajęcia powinno przyjść się przygotowanym. Tzn że jak wiecie że na 1 zajęciach omawiamy kręgi to warto wcześniej już coś o nich przeczytać. Bo uwierzcie jak przyjdziecie bez żadnego przygotowania to przytłoczy Was nadmiar materiału. Wiem to po innych. Łacina i to wszystko. Potem się z tym oswoicie. Ale pierwszy kontakt jest naprawdę ciężki. Poza tym gdy przyjdziecie przygotowani to już od pierwszych dni możecie coś wyciągać z zajęć. Co innego uczyć się teorii a co innego widzieć to w praktyce. Ja miałam właśnie tę przewagę że uczyłam się, oglądałam i potem było mi łatwiej. Oczywiście jeśli traficie na takiego a nie innego prowadzącego to możecie sobie już od pierwszych dni zapunktować swoją wiedzą i przygotowaniem.
Jeśli chodzi o materiał to najpierw są :
 1)KOŚCI tutaj najlepszym przygotowaniem będzie OSTEOLOGIA LUTNICKIEGO wielu prowadzących ją poleca, ja również. Jest tam wystarczająco dużo materiału (bez zbędnych informacji) czasami doczytywałam KRYSIAKIEM TOM1 , ale dużo osób twierdzi że jest tam za dużo zbędnego materiału. Ocenę pozostawiam Wam. Bazowałam również na zdjęciach z Atlasu anatomii LIEBICHA(nie liczcie że wypożyczycie ją w bibliotece, nie ma szans) .Co do samej książki to mam mieszane uczucia, dużo błędów dodatkowo droga. Jak nie szkoda Wam pieniędzy to kupujcie (profesor jej wymaga) ja miałam w PDF i jeśli trzeba było to drukowałam tylko to co ważne. Co do kości to ja nie miałam ŻADNEJ i szczerze uważam że jest to wyrzucanie pieniędzy. Tak to jest że każdy świeżak nie zna się na tym co kupuje i łatwo jest takiego oszukać czy naciągnąć. Niektóre ceny za kości są jak z kosmosu. Ja na początku żałowałam że nic nie kupiłam, ale potem stwierdziłam że była to jednak dobra decyzja. Po pierwsze to zajęcia jak najbardziej mi wystarczyły, a wręcz uważam że było ich za dużo na kościach. ( poszłam nawet na przedtermin :P ) a po drugie zawsze znalazł się jakiś znajomy co coś podrzucił, albo umawialiśmy się w grupach gdzie ktoś miał kości i razem się uczyliśmy. To było pierwsze kolokwium i uczyło się do niego najgorzej, ale każde kolejne szło już coraz lepiej.
Kolokwium:wyglądało tak że wchodziliśmy po 2 osoby. Doktor wybierał kości i musieliśmy je opisywać, głównie po łacinie (niektórzy prowadzący nawet nie wymagają polskiego nazewnictwa) dodatkowo musieliśmy rozpoznać gatunek, różnice i czy kość była prawa czy lewa.
2)CZASZKA-tak samo jak w przypadku kości najlepiej OSTEOLOGIA i w sumie tylko to. W Krysiaku czaszka była zrobiona beznadziejnie i choć mam sentyment do tej książki to w tym przypadku nie polecam!! Tutaj już warto zainwestować w czaszkę. Najlepiej konia i tylko połówkę bo lepiej widać kości ( cena za połówkę z żuchwą nie powinna wynosić więcej niż 150zł, ja polecam bez zuchwy na niej i tak nie ma nic istotnego cena ok 100zł) Mi naprawdę pomogło to że mogłam wziąć czaszkę i oglądać ją w domu ze wszystkich stron. Najlepiej czytać Lutnickiego i oglądać to bezpośrednio na czaszce. Ja sama zaznaczałam punkty na czaszce i robiłam sobie legendę w zeszycie. To naprawdę pomaga!!
Kolokwium:wyglądało podobnie jak przy kościach. Wchodziliśmy parami. Zazwyczaj prowadzący pyta tylko z czaszki konia. Każe pokazywać elementy na danej kości. Mój prowadzący wymagał dodatkowo czaszki psa, świni i bydła trzeba było opisywać pokazane przez niego elementy i znać różnice gatunkowe.
3)POŁĄCZENIA były zmorą większości studentów, ponieważ był to spory materiał, dodatkowo ciężko było sobie to wszystko wyobrazić gdy nie widziało się tego na oczy.Nie  przerabialiśmy ich na ćwiczeniach, tylko na wykładzie z profesorem dlatego kolokwium mieliśmy wszyscy wspólnie na sali wykładowej. Ja uczyłam się tylko z wykładów profesora, czytałam też trochę Krysiaka i Liebicha. Zdałam na 4,5 :) Ale dużo osób nie zaliczyło 1 terminu  ok, połowa roku.
4)MIĘŚNIE tutaj zaczyna się najlepsze. Praca na preparatach mokrych. Na początku jest szok gdy widzi się martwego psa, ale uwierzcie że jest to raczej strach przed samym strachem. Potem to ustępuje i pojawia się zwyczajna ciekawość. To świetna sprawa widzieć to wszystko, odkrywać. Dopiero wtedy człowiek naprawdę czuje że jest na weterynarii. Będziecie potrzebować skalpel : trzonek nr4 i ostrze nr. 23 lub 24. Do tego pęseta no i rękawiczki.
Najpierw są mięśnie tułowia potem kończyna piersiowa. Polecam kupić ATLAS PSA I KOTA tam macie wszystko rozrysowane i trochę Wam się rozjaśni bo na początku będziecie widzieć jedną wielką papkę mięśni nic poza tym. Do teorii polecam AKAJEWSKIEGO I KRYSIAKA. Macie tam wymienione funkcje mięśni, unaczynienie itd. Akajewskiego miałam w PDF i drukowałam do każdego kolokwium porcję tego co akurat  było mi potrzebne. Często prowadzący podrzucają jakieś materiały z których macie się uczyć. Warto oglądać filmiki z prosektorium, które krążą po studentach.
Kolokwium: Praktyka czyli pokazywanie mięśni. Wchodzimy parami. Doktor pokazuje Ty mówisz nazwę i tyle. Często są też szpilki czyli szpilka na mięśniu, tętnicy badź żyle i trzeba zapisać na kartce co to jest. Teoria to pytania o funkcje, unerwienie, różnice itd. Moim zdaniem najprzyjemniejsze kolokwia w tym semestrze. 

WYKŁADY:
Warto chodzić, materiał jest później wymagany na egzaminie. Poza tym profesor często opowiada ciekawe rzeczy o rożnych chorobach, pokazuje zdjęcia i filmiki. Gdy jest mało osób to robi listę.

2. HISTOLOGIA:
Ćwiczenia:
Trzeba przynosić fartuch. No i najważniejsze NIGDY się nie spóźniajcie! Gdy przyjdziecie jak grupa pisze już kartkówkę to doktor Was nie wpuści. Potem będziecie musieli latać i odrabiać, a nawet z tym jest często ciężko. Przed salą wisi rozpiska z tematami. Na każdy temat musicie przyjść już przygotowani na tzw wejściówkę . Na histologii jest system oceniania w postaci punktów,za dobrze napisaną  wejściówkę można uzyskać 1pkt, 10 pkt w ciągu całego semestru plus 2 kolokwia ( 6pkt za teorię i 2pkt za dobrze rozpoznane szkiełko-preparat pod mikroskopem) łącznie max do zdobycia 26pkt, aby zdać trzeba mieć 16pkt. Gdy ktoś ma 14-15,5 musi napisać rozbója z całego semestru aby uzyskać brakującą liczbę pkt i zdać i zostać dopuszczonym do 2 semestru. Histologia jest średnio ciekawa. W zasadzie wszystkie ćwiczenia polegają na oglądaniu szkiełek pod mikroskopem, nic ciekawego się nie dzieje. Szczerze wyobrażałam sobie to trochę inaczej. Ale warto skupić się na oglądaniu preparatów i szukaniu tego na co uwagę zwróci doktor, gdyż często wymaga tego potem na kolokwium, np znalezienie wstawki w tk mięsniowej serca itd.
Książki: W zasadzie mi wystarczyła tylko Histologia J, Kuryszko. I niezależnie jakie opinie chodziłyby o tej książki na jej podstawie są potem układane kolokwia. Moim zdaniem nie ma sensu kupowanie Sawickiego. Niepotrzebnie sobie tylko namącicie. Ja uczyłam się tylko z tej jednej i z wejściówek miałam 10/10 :D Można też kupić skrypt z histologii to taka książeczka gdzie są zamieszczone zdjęcia wszystkich preparatów, które oglądacie na zajęciach, przydatne potem przy nauce pod kątem szkiełek

3.BIOFIZYKA
To przedmiot który najbardziej spędzał mi sen z powiek. Nasłuchałam się wiele wersji, że ciężko zdać, trudno, połowa roku nie zdaje, dużo popraw ble ble. I mówiłam to już niejednokrotnie, ale znowu się powtórzę życie na tej uczelni nauczyło mnie tego aby wiele rzeczy brać z przymrożeniem oka, każdy jest inny a więc i inne będą nasze poglądy, opinie spostrzeżenia. Nawet to co ja teraz tu pisze, pewnie dużo osób by się z tym nie zgodziło. A jednak taka jest moja opinia i tyle. Z fizyki i matematyki zawsze byłam nogą. Od samego początku nastawiałam się na to że nie zdam tego przedmiotu, nie dam rady. Ćwiczenia to była jakaś porażka. Mogłam się uczyć nie wiem ile, a z kartkówki i tak dostawałam góra 3...  Na ćwiczeniach robimy doświadczenia które wczesniej zostały nam przypisane. Na każde zajęcia trzeba przyjść przygotowanym bo nigdy nie wiadomo kto będzie pisał kartkowkę. Nie ma na to reguły. Wykonujemy doświadczenie, a następnie na jego podstawie sporządzamy sprawozdanie. Na szczęście zazwyczaj prowadzący pozwala uzupełniać je w domu, więc jak ktoś ma już gotowce z wcześniejszych lat wystarczy je tylko przepisać.  Nie można za nie dostać oceny wyższej niż 4, no chyba że ktoś dobrze ogarnia całki i potrafi obliczyć te wszystkie błędy pomiarowe etc. Aby zostać dopuszczonym do egzaminu trzeba zaliczyć ćwiczenia, ogólnie prowadzący nie robią problemów, ale potrafią naprawdę wymęczyć. Dla mnie totalna strata czasu i przedmiot nic nie wnoszący. Ale mus to mus. Wykłady są obowiązkowe, prowadząca jest całkiem sympatyczna mimo że jestem z niestacjonarnych i słyszałam że uważa nas za gorszych. Na szczęście mi nie dało się to we znaki. Profesor sprawdza obecność i bierze to pod uwagę, jeśli kogoś nie ma kilka razy na wykładzie to nawet skreśla daną osobę. Warto uważać i dobrze notować szczególnie wszystkie wykonywane doświadczenia, bo może być potem pytanie o nie na egzaminie.
Egzamin to pytania tylko z wykładów. W sumie teraz jak tak na to patrzę to naprawdę nie były jakieś ciężkie, ale standardowo nie zdało ok 70-60%. Pytań jest 7, czas ok.20 min. Można zdobyć maksymalnie 14pkt od 8pkt zaliczenie. Najgorszy jest czas, a raczej jego brak. Mnie zjadały nerwy bo byłam przekonana że nie zdam, ale udało się!! Na następny dzień były wyniki i miałam z egzaminu 4! Jeśli nauka to tylko wykłady (btw polecam się na przyszłość mam bardzo ładne notatki :P ) plus rozwiązywanie zadan z poprzednich lat, pytania są podobne. Ja korzystałam też z PRZESTALSKIEGO- Elementy fizyki, agrofizyki ( ja wypożyczyłam w bibliotece, szkoda kupować) ale to głownie do nauki na kartkówki z ćwiczeń. Na ćwiczeniach obowiązkowy jest Skrypt-Laboratorium biofizyki, wydawnictwa naszego uniwersytetu. 

4.BIOLOGIA KOMÓRKI
Ćwiczenia prowadzi ze wszystkimi tylko Dr.K. Naprawdę zabawny człowiek. Nie radzę się spóźniać bo tego doktor naprawdę nie lubi. Wystarczy nawet 1min spóźnienia i już nie wchodzisz, a potem musisz wszystko odrabiać na konsultacjach na które nie przychodzić jednokrotnie, ale kilka razy dopóki doktor nie stwierdzi że umiesz wystarczająco! Naprawdę uczulam NIE SPÓŹNIAĆ SIĘ! Przed ćwiczeniami doktor wstawia na EDUWETĘ ( to taka platforma edukacyjna gdzie wstawiane są rożne materiały do nauki i nie tylko, więcej dowiecie się o tym jak zaczniecie studiować) materiał o czym będą ćwiczenia czytacie, czytacie potem po ćwiczeniach możecie wykonać test abc ( NIE NA OCENĘ, SPOKOJNIE) który wykonujecie aby się sprawdzić, radzę spisywać sobie pytania bo potem na kolokwium kilka może się powtórzyć. Przed sesją jest końcowe kolokwium zaliczeniowe ćwiczenia. Materiał tylko to co doktor wrzucił na eduwetę, ale i tak pojawiają się pytania z kosmosu, nie wiem skąd wzięte. Warto się do niego przyłożyć. Jak się zaliczy na 4,5 - 5 można iść na przedtermin egzaminy do samego Profesora. Mi ( i 10 innym osobom ) się udało, naprawdę polecam. Chociaż nauki jest teoretycznie więcej, bo wszystkie wykłady, a nawet ponad to. Wszystko zależy od humoru profesora, ale zazwyczaj wszyscy zdają. Mi udało się nawet mieć 4. Dlatego polecam, bo zawsze fajne doświadczenie. I lepiej mieć to już z głowy niż iść na 1 termin i się stresować. Egzamin zazwyczaj zdają wszyscy, ale na przeważnie na 3-3,5. 

5.CHEMIA:
Materiał to powtórka z liceum. Nic nowego. Dla mnie wręcz śmiesznie banalna. Cieszę się że poprzedni rok spędziłam na naukę pod kątem matury z chemii bo wiele rzeczy się powtórzyło, dzięki czemu nie miałam żadnych problemów. Z jednej strony nie stanowiła zupełnie problemu i nie trzeba było się do niej uczyć, z drugiej strony szkoda że tak mała motywacja  do nauki i kiepskie przygotowanie przed biochemią. Na chemii podobnie jak na histologii zbieramy pkt. Wszystkie ćwiczenia to 10pkt na ćwiczeniach robimy różne zadania przygotowane przez prowadzącego. Przeważnie trzeba wykryć co mamy w probówce, jakie stężenie, ilość jonów albo mg %, miareczkujemy itd .  Zajęcia są fajne, przynajmniej dla mnie były bo w liceum nie robiliśmy nic z tych rzeczy w praktyce. Wszystko jest rozrysowane na tablicy, robimy według wzoru. Piszemy też 4 kartkówki obliczeniowe z każdej po 1pkt, łącznie 4. Potem kolokwia, jest ich 3 z każdego można uzyskać max 6pkt. I choć materiał jest banalny radzę przygotować się solidnie do 1 koło by potem mieć z głowy i być spokojnym o zaliczenie ( mimo że to banalny materiał zdarzały się osoby które pisały rozboja z całego semestru!!!). Aby zdać trzeba mieć 18pkt. Kolokwia są z wykładów, które również są udostępniane na eduwecie. Nic poza tym. Moje przygotowanie ograniczało się do przeczytania dzień przed wszystkich prezentacji. Na 1 kole są same pytania abc, na  2 i 3 pojawiają się już wzory które trzeba rozrysować i reakcje, nie ma zadań obliczeniowych. W zasadzie to tyle, nie warto kupować żadnych książek, naprawdę. Choć doktor na wykładzie poda kilka pozycji. Ale uwierzcie na słowo, nic nie jest potrzebne.

6.BIOSTATYSTYKA 
Niby przedmiot zapychacz, mało istotny, a jednak sporo ludzi miało z nim problemy. Moim zdaniem wszystko się da przejść, ale ważne jest odpowiednie podejście. Magister jest świetnym człowiekiem, ale nie wszyscy umieją się z nim dogadać. Prawie na każdych zajęciach jest kartkówka, dużo matematyki, ale jeśli poświęci się temu chociaż trochę czasu to nie powinniście mieć większych problemów. Piszcie kartkówki, nie odkładajcie ich. Wszystko zawsze można poprawić. Zresztą magister też nie jest problemowym człowiekiem, można do niego przyjść i wszystko wyjaśni i pomoże. Na każdych zajęciach dwójka osób prezentuje dany temat (proponuję od razu zaklepać sobie jeden z pierwszych, bo każde kolejne tematy są gorsze, poza tym warto mieć to już na samym początku za sobą, niż później się oto martwić jak macie na głowie wiele innych ważniejszych spraw). Magister prowadzi stronę na której wrzuca zadania na kartkówkę, zazwyczaj podobne pojawiają się następnie na kartkówce na zajęciach. Więc warto je rozwiązywać w domu. Nie potrzeba żadnych ksiażek, do robienia prezentacji przyda się ŁOMNICKI, ale zawsze można go pożyczyć od magistra bez większych problemów, nie warto kupować

7.ŁACINA
Nie łudźcie się że ma ona cokolwiek wspólnego z łaciną na anatomii. Wcale nie rozjaśni Wam to jak odmieniać anatomiczne nazwy, przynajmniej w większości przypadków tak było własnie u nas. Na zajęciach zajmujemy się głownie deklinacjami. Ja załapałam o co w nich chodzi dopiero przed samym sprawdzianem z łaciny. W trakcie semestru będziecie mieli kartkówkę. W tym roku doktor zrobił nam kartkówkę online. W wyznaczony dzień mieliśmy się zalogować na platformę edukacyjną i rozwiązać test. To tylko tak fajnie brzmi, test wcale nie był taki łatwy. Ale o wiele lepiej rozwiązywało się go przed komputerem, niż siedzieć na lekcji i pisać głupoty. Raczej nie powinniście miec większych problemow  z zaliczeniem, doktor zaniża progi na sprawdzianie, tak że wszyscy zdali . Doktor P to naprawdę święty człowiek, idzie na rękę każdemu studentowi. Sami się przekonacie to złoty człowiek. Nie potrzeba żadnej książki

8.Nauki humanistyczne
Kolejny zapychacz z serii " nic nie wnoszę do Twojego życia, ale zajmę Ci trochę czasu". Na tego typu zajęcia rejestrujemy się za pośrednictwem systemu USOS ( tak, tak wszystko się zawiesi, ludzie rzucą się jak na promocję w Lidlu i nic nie zostanie, zresztą o tym sami się przekonacie jak zaczniecie tutaj studiować :D Obiecuję że nie mało nerwów będzie Was to kosztowało). Wybieramy spośród kilku do wyboru (niestety niestacjonarni mają tylko 2 do wyboru, stacjonarni trochę więcej). Jedno jest pewne co byście nie wybrali najprawdopodobniej okaże się to mega nudne. Na pierwszym semestrze uczęszczałam na "psychologię biznesu" było całkiem okey. Można bylo podyskutować trochę z prowadzacą, posłuchać. Więc mi akurat się udało. Inni mieli gorzej. Zazwyczaj trzeba mieć ileś % obecności, niektórzy wymagają nawet 100%. W zależności od prowadzącego u niektórych może na listę wpisać Cię koleżanka :P inni sprawdzają konkretnie ile osób jest w sali ile na liście. Moje zaliczenie wyglądało tak że mieliśmy dwa pytania otwarte układane pod kątem tego co wykladala nam prowadząca, niby coś banalnego, a jednak moja praca najwyraźniej nie spodobała się pani magister i to mimo tego że byłam na wszystkich wykładach.. No cóż pociesza mnie jedynie fakt że jeszcze jeden semestr i będę miała to z głowy  ( na drugim semestrze trzeba realizować inny wybrany przedmiot humanistyczny )

9. ERGONOMIA
Kolejny zapychacz, pewnie większość studentów poradzi Wam nawet nie chodzić na wykłady. Ja po części się zgodzę, ale ja byłam, chodziłam i Doktor na koniec podwyższył mi ocenę za obecność. Tym co zależy na średniej to polecam. Na wykładzie jest zawsze góra 20 osób, Doktor udaje że nie widzi jak wpisujecie nieobecnych kolegów na liście. Nie raz było mi go szkoda, jak mówił o tym z taką pasją, a wszyscy wokół spali albo uczyli się anatomii :P Zawsze końcowe kolokwium było takie samo co roku, aż do teraz kiedy zmienił się prowadzący. Nie wiedzieliśmy czego się spodziewać, ale kolokwium było banalne, Doktor wyslal nam wszystkie prezentacje a połowa roku ściągala rzewnie z telefonu podczas koła. Takie życie. Nie ma co się dalej rozwodzić na temat tego przedmiotu. Byle zdać i cześć jak czapa